Kiedy Łukasz Piszczek zdecydował się zakończyć karierę reprezentacyjną, wydawało się, że jego naturalnym następcą będzie Bartosz Bereszyński. Nic bardziej mylnego. Od klęski na mundialu w Rosji minęły niespełna trzy lata, a obrońca Sampdorii wciąż czeka na swoją szansę. Nie zaufał mu Brzęczek, który postawił na Kędziorę, widząc w byłym piłkarzu Legii zmiennika Recy. Wydaje się jednak, że na skutek różnych decyzji personalnych, nadszedł w końcu jego czas. Kim zatem jest nowy żołnierz Paulo Sousy?
Bartosz Bereszyński przeniósł się na Półwysep Apeniński w 2017 roku. W zimowym oknie transferowym Sampdoria przelała na konto Legii Warszawa 1,8 miliona euro. Przez te kilka sezonów popularny „Bereś” rozegrał w barwach włoskiego klubu 126 spotkań. Zanotował w nich 5 asyst oraz zdobył 1 bramkę, ale za to cudownej urody. Trenerzy wystawiali go głównie na pozycji prawego obrońcy – 118 gier. Na skrzydle zagrał tylko raz, w centralnej części bloku defensywnego 6 razy, a na lewej stronie również raz. Rozwiewa to wszelkie wątpliwości na temat optymalnej pozycji dla Bereszyńskiego, pomimo że w reprezentacji Polski na 28 występów aż 12 zanotował, sami doskonale wiecie na jakiej stronie.
Następca widmo, czyli Bereszyński niedoceniony przez Brzęczka
Zgodnie z przewidywaniami, a może nawet i oczekiwaniami Bartosz Bereszyński w debiucie nowego selekcjonera zajął pozycję prawego obrońcy, która przez lata była zarezerwowana dla Łukasza Piszczka. Ten stan rzeczy nie trwał jednak długo. W eliminacyjnym spotkaniu z Austrią Jerzy Brzęczek postawił na Tomasza Kędziorę. Natomiast gracz Sampdorii wybiegł na murawę jako… lewy obrońca, zastępując Arkadiusza Recę, który miał problemy z grą w klubie.
Niefortunnie mogły wówczas być odbierane słowa, w których Bereszyński podkreślił, że „dojrzał, by zastąpić Łukasza Piszczka”. Piłkarz być może miał rację, jednak nie przewidział, że nowy sternik drużyny narodowej spłata mu figla. Na obronę Jerzego Brzęczka trzeba przyznać, że Tomasz Kędziora był jednym z piłkarzy, którzy prezentowali się nieźle w spotkaniach, które przyprawiały o ból głowy zarówno dziennikarzy, jak i kibiców reprezentacji.
Natomiast „Bereś” grał przyzwoicie, oczywiście jak na nominalnego prawego obrońcę na lewej stronie defensywy. Nie dało się ukryć, że to rozwiązanie nie jest dla niego optymalne. Nie sposób nauczyć się nawyków gry na pozycji, która wymaga od ciebie operowania głównie lewą nogą. Tym bardziej, jeśli robisz to raz na kilka tygodni bądź miesięcy, w klubie grając zupełnie gdzie indziej (Bartosz Bereszyński: czy polubiłem lewą obronę? Pomidor… – WIDEO).
Kontynuowanie tego procederu przez Jerzego Brzęczka było zabijaniem lewej flanki reprezentacji w biały dzień. Trzeba to sobie powiedzieć wprost. Bereszyński nie był w stanie dać zespołowi w ofensywie tyle, ile dałby naturalny lewy obrońca. Spytacie zapewne, dlaczego nie grał na swojej nominalnej pozycji? Odpowiedź jest prosta. Przegrał rywalizację z Tomaszem Kędziorą. Na tym należy zakończyć dywagacje o przeszłości i skupić się na teraźniejszości, gdyż ta zaskoczyła sympatyków reprezentacji zwrotem akcji.
Nowy selekcjoner, nowa wizja
Wśród powołanych przez Paulo Sousę piłkarzy na zgrupowanie reprezentacji Polski zabrakło etatowego obrońcy Dynama Kijów. Decyzja o pominięciu Tomasza Kędziory wywoła medialną burzę. Z dwóch przyczyn nie zamierzam jednak zabierać w tej sprawie głosu. Po pierwsze o nieobecnych się nie mówi. Po drugie nie wykluczam, że do tej pory podstawowy prawy defensor kadry niebawem się w niej znowu pojawi. Nadmierne rozkładanie tej sprawy na czynniki pierwsze mu w tym nie pomoże.
W gronie wybrańców znalazł się natomiast Bartosz Bereszyński. Co więcej, żaden inny prawy obrońca nie zyskał uznania w oczach portugalskiego szkoleniowca. To oczywiście jedna z opcji, ponieważ w ustawieniu preferowanym przez Paulo Sousę na wahadłach mogą grywać również nominalni skrzydłowi. Przynajmniej w teorii, ponieważ jak zwykle w tego typu sytuacjach ten pogląd zweryfikuje boisko.
Nie jest jednak wykluczone, że piłkarz Sampdorii w układance nowego selekcjonera zamelduje się na murawie jako jeden z trzech środkowych obrońców. Będzie to związane z możliwością płynnego przechodzenia na czwórkę z tyłu w zależności od potrzeb w danej fazie spotkania. Wykorzystanie w tym manewrze Bereszyńskiego wydaje się co najmniej ciekawe, ze względu na aspekt zwiększenia mobilności bloku defensywnego. Skorzystanie z usług „Beresia” w tej formacji może również poprawić aspekt wyprowadzania piłki. Wydaje się bowiem, że Paulo Sousa będzie przykładał olbrzymią wagę do tego elementu. Na tyle nawet, że będzie w stanie zrezygnować z usług Kamila Glika, który preferuje grę bliżej własnej bramki.
Charakterystyka obrońcy Sampdorii
Jeśli obrońca Sampdorii jest w formie, to się wyróżnia na tle kolegów z klubu. Problem w tym, że ten scenariusz nie jest codziennością. Na Półwyspie Apenińskim 5-krotny mistrz Polski miewał zarówno wzloty, jak i upadki. W pewnym momencie Transfermarkt wyceniał go na 12 mln euro. Co więcej, włoscy dziennikarze twierdzili, że przyglądają mu się skauci Interu. Do przenosin do Mediolanu jednak nie doszło, a dyspozycja Bereszyńskiego zaczęła pikować.
Słabszy okres w karierze był ściśle związany z fatalną dyspozycją Sampdorii. Klub meandrował w dolnych rejonach tabeli Serie A, utwierdzając bezstronnych obserwatorów, że jest ligowym średniakiem. Polski obrońca jednak niemal zawsze znajdował uznanie w oczach trenera swojego zespołu. Nie zmienił barw klubowych, pomimo że media informowały o zainteresowaniu jego usługami zagranicznych klubów (np. Besiktasu). Zadomowił się w Genui, stając się jednym z kapitanów drużyny.
Bereszyński jest piłkarzem skupionym głównie na zadaniach defensywnych. Bardzo dobrze czuje się w grze w bezpośrednim kontakcie z rywalami. Nie odstaje im również w aspektach szybkościowych. Jego zaletą jest blokowanie strzałów. Potrafi konsekwentnie uprzykrzać życie skrzydłowym, uniemożliwiając im rozłożenie skrzydeł. Co więcej, kiedy wykonuje wślizg, to zazwyczaj się nie myli. Wymienione elementy wydają się o tyle ważne, iż Bereszyński według przewidywań wielu dziennikarzy może zająć pozycję jednego ze środkowych obrońców, których atutami powinny być właśnie te wyżej wymienione.
Jednak gracz Sampdorii to materiał również na wahadłowego. Nie można bowiem zapomnieć o jego walorach ofensywnych. Bereszyński to gracz, który w przeszłości grywał zdecydowanie bliżej bramki przecinków. Ma inklinacje do gry ofensywnej. Nigdy nie będzie zdobywał wielu bramek, ale dobrze wkomponowany do drużyny może być idealnym doręczycielem dośrodkowań. Zresztą kilka razy zdarzyło mu się genialnie obsłużyć Fabio Quagliarellę, o czym świadczy nagranie zamieszczone pod akapitem.
Bereszyński, czyli jak nie teraz, to kiedy?
Wydaje się, że Bartosz Bereszyński może być największym wygranym zatrudnienia Paulo Sousy na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski. Nie jest to jednak przesądzone, ponieważ obrońca Sampdorii będzie musiał udowodnić swoją wartość, gdy otrzyma szansę gry od nowego sternika drużyny narodowej. Jeśli ją wykorzysta, może na stałe zagościć w układance portugalskiego szkoleniowca.
Musi jednak uważać, bo nie jest powiedziane, że w związku ze słabą grą nie straci swojego miejsca, które wydaje się, że ma obecnie zagwarantowane. Paulo Sousa nie ugnie się pod presją zarówno mediów, jak i kibiców. Będzie realizował własny plan zgodnie z wyznawaną filozofią gry, do której potrzebuje odpowiednio skrojonych wykonawców. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Bereszyński jest materiałem na etatowego żołnierza w oczach selekcjonera. Wszelkie domysły jednak zweryfikuje boisko. Jedno jest natomiast pewne. W przypadku 28-letniego piłkarza może to być ostatni dzwonek, aby zadomowić się w pierwszym składzie reprezentacji. Jak nie teraz, to kiedy?
Przeczytaj więcej o reprezentacji Polski.