Legia Warszawa bardzo poważnie interesowała się Deianem Sorescu, który mógłby zastąpić Josipa Juranovicia. Mimo usilnych starań transakcja nie doszła do skutku, a jej powód wydaje się dosyć absurdalny.
O tym transferze mówiło się już od ok. pół roku. Wiadome było, że z Legii odejdzie Josip Juranović, a całkiem udane Euro 2020 tylko w tej kwestii utwierdziło. Warszawianie pozyskali Mattiasa Johanssena, jednak w obliczu, że z klubu odszedł także Marco Vesovic i Paweł Wszołek, a sam Szwed zmagał się z chorobą przez dłuższy czas (mowa była o mononukleozie), przez co, mimo że jeszcze kilka miesięcy temu Legia miała trzech zawodników mogących grać na prawym wahadle, a obecnie nie ma nikogo kto nominalnie mógłby obsadzić tę pozycję. Z musu próbowano na tej pozycji Artura Jędrzejczyka czy Kacpra Skibickiego, ale potrzebny byłby jeszcze jeden zawodnik, który przy zdrowym Johanssenie mógłby grać w tym miejscu.
Bardzo wiele mówiło się w tym kontekście o Deianie Sorescu. Rumuński piłkarz był przez długi czas obserwowany przez Legię, ale i nie tylko, ponieważ pojawiły się plotki łączące tego piłkarza m.in. z Lechem Poznań. Legioniści bardzo długo próbowali przekonać klub do sprzedaży zawodnika, a ostatnie oferty były wysyłane aż do końca okna transferowego. To się nie udało, ale powoli znamy szczegóły, dlaczego do transakcji nie doszło.
O kulisach niedoszłego transferu pisze Emanuel Rosu, rumuński dziennikarz współpracujący m.in. z UEFA. Dinamo Bukareszt, czyli klub, w którym występuje obecnie 24-latek mierzy się z ogromnymi problemami finansowym. Kłopoty są na tyle duże, że w grę musiał wejść syndyk, który zarządza majątkiem klubu i to on ma znaczący, jeżeli niekluczowy głos w kontekście transferu.
Zdaniem dziennikarza Legia oferowała około 700 tysięcy euro plus bonusy, które były uzależnione od występu Legii w Lidze Europy. Ta oferta została odrzucona, gdyż uznano ją za niesatysfakcjonującą. Dinamo zwiększyło swoje żądania finansowe i powiedzieli, że za mniej niż dwukrotność podstawy, jaką zaproponowała Legia nie sprzedadzą
Okazuje się też, że to wspomniany syndyk wycenił tak piłkarza, a nie sam klub. Rosu jednak informuje, że syndyk, posiłkując się informacjami, na jaką kwotę ma wycenić, wziął pod uwagę jedynie… wycenę Transfermarktu. Na tym serwisie 24-latek został wyceniony dokładnie na 1,4 miliona euro.
Samemu piłkarzowi również nie do końca odpowiadały warunki umowy, które zaproponował warszawski klub, jednak wedle źródeł Rosu, były one i tak lepsze, niż warunki zaproponowane przez FCSB (dawna Steaua Bukareszt) i Gaziantepspor, które również poważnie chciały pozyskać prawego obrońcę. Mistrzowie Polski zaoferowali ok. 240 tys. euro za sezon gry.