Polska przegrała z Anglią 1:2. Do wygranej zabrakło. Trochę koncentracji, odpowiedniej taktyki od początku meczu, odwagi od pierwszych minut. Do pokazania, że możemy w tej grupie walczyć nawet o 1. miejsce zabrakło jednak niewiele. Nikt od Paulo Sousy nie oczekiwał cudów na pierwszym zgrupowaniu. Tych cudów w czerwcu oczekiwać też nie można. Można jednak spodziewać się wyklarowanej drużyny i pomysłu na to, jak ta drużyna ma grać. A grać może tak, że będzie grać wyrównanie nawet z reprezentacjami na poziomie drużyny Garetha Southgate’a.
Była 85. minuta meczu. Harry Maguire najlepiej odnalazł się w polu karnym, urwał się obrońcom i strzelił potężnie na bramkę Polaków. Wojciech Szczęsny, choć dobrze ustawiony, z tak silnym uderzeniem sobie nie poradził. Gdy piłka zatrzepotała w siatce, zgasły nadzieje Polaków. Dlaczego cudu nie było?
Nietrafiony skład
Wspomnienie „cudu” jest nieprzypadkowe. Inaczej ewentualnego zwycięstwa Polski nad Anglią nie można byłoby nazwać. Polski, która z nowym trenerem pracuje od dwóch tygodni. Polski, która bez Roberta Lewandowskiego mogła mieć nawet problemy z Andorą.
Bez Lewandowskiego Biało-czerwoni musieli radzić sobie na Wembley. I sobie nie poradzili. Zabrakło kogoś, kto z ataku wracałby się do środka pola, by przejąć, a następnie wyprowadzić piłkę, biorąc na siebie odpowiedzialność. Zabrakło kogoś, kto mógłby na poważnie powalczyć z angielskimi obrońcami. Zabrakło kogoś, kto powiedziałby: „Hej! Oni są naprawdę do pokonania”.
Z perspektywy 90 minut, które za nami, wydaje się, ze Paulo Sousa zagrał zbyt zachowawczo. Trener, który w pierwszych dwóch meczach (z Andorą było to oczywiste) chciał grać ofensywnie, w środę zdecydował się na taktykę bardzo defensywną. Na tyle defensywną, że w pierwszej połowie spotkania na Wembley Polacy zapomnieli, jak wygląda druga połowa boiska. Nasi piłkarze byli schowani, przestraszeni, niewidoczni. Tylko Grzegorz Krychowiak naładowany energią pokazywał, że się Anglików wcale nie boi.
Sousa w Anglii nie trafił zresztą nie tylko z taktyką, ale też ze składem, zaliczając tym samym pewnego rodzaju hat-tricka. W dwóch ostatnich meczach Portugalczyk także skuteczniej robił zmiany, niż wystawiał podstawową jedenastkę. Tym razem z obsadą kilku pozycji również przestrzelił.
Helik pechowiec
Jedną z przestrzelonych pozycji była pozycja środkowego obrońcy obsadzona przez Michała Helika. Obrońca Barnsley przeciętnie wypadł w meczu z Węgrami i tak samo zaprezentował się w środę. To on sfaulował Raheema Sterlinga, za co sędzia podyktował rzut karny zamieniony na gola przez Harry’ego Kane’a. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że spóźniona interwencja 25-latka była pokłosiem nieudanej akcji i straty Piotra Zielińskiego. Pomocnik Napoli zaliczył kolejny przeciętny występ w kadrze.
Promyk nadziei
O ile pierwsze 45 minut środowego spotkania, to czas do zapomnienia, o tyle można jednak stwierdzić, że Polacy na Wembley kibicom dali mały promyk nadziei. Druga część spotkania w wykonaniu Biało-czerwonych była bowiem znacznie lepsza. Gola strzelił Jakub Moder, przed przerwą krytykowany za to, że jest niewidoczny. Odważniej grać zaczęli inni piłkarze. Przez chwilę liczyliśmy nie tylko na utrzymanie remisu [gol Modera był golem wyrównującym na 1:1], ale także na zwycięstwo.
Do wygranej zabrakło. Trochę koncentracji, odpowiedniej taktyki od początku meczu, odwagi od pierwszych minut. Do pokazania, że możemy w tej grupie walczyć nawet o 1. miejsce zabrakło jednak niewiele. Nikt od Paulo Sousy nie oczekiwał cudów na pierwszym zgrupowaniu. Tych cudów w czerwcu oczekiwać też nie można. Można jednak spodziewać się wyklarowanej drużyny i pomysłu na to, jak ta drużyna ma grać. A grać może tak, że będzie grać wyrównanie nawet z reprezentacjami na poziomie drużyny Garetha Southgate’a.