Po pięciu latach nieobecności w pucharach i pamiętnego sezonu, w którym Legia Warszawa zagrała w Lidze Mistrzów, europejska piłka powraca do stolicy Polski. Zadanie, które stoi przed drużyną Czesława Michniewicza nie jest łatwe, ale chyba o to chodzi w tych rozgrywkach, żeby mierzyć się z najlepszymi.
Ostatnie dwa dwumecze to były spotkania z zespołami dużo bardziej renomowanymi w Europie. Dinamo okazało się lepsze o zaledwie jedną bramkę, jednak z perspektywy całego dwumeczu raczej nie można powiedzieć, że mistrzowie Chorwacji byli zdecydowanie lepsi od Legii i że polski zespół nie miał z nimi szans. Tym bardziej mając na uwadze, z jaką łatwością w następnej rundzie pokonał ich Sheriff Tiraspol.
W kolejnej rundzie przyszło się zmierzyć ze Slavią Praga, która w poprzednich sezonach potrafiła dochodzić do 1/8 finału Ligi Europy. Zespół, który jest na 32. miejscu w rankingu klubowym UEFA, gdzie Legia przystępowała do eliminacji jako drużyna z miejsca numer 132, czyli równo 100 miejsc niżej. Mimo że momentami w pierwszym meczu widać było to doświadczenie, które w poprzednich sezonach zdobyła Slavia to z Pragi udało się wywieźć cenny remis. Od początku rewanżu wszystko się układało na korzyść Legii. W pierwszych minutach była czerwona kartka dla Holesa, która była niestety okupioną kontuzją Andre Martinsa. Niespodziewany, ale przepiękny strzał Ekpaia dał prowadzenie gościom. W drugiej połowie jednak Legioniści pokazali charakter i dzięki dwóm bramkom Mahira Emreliego to oni zagrają w Lidze Europy.
Każdy rywal ma jakiś podtekst
W południe w Stambule odbyło się losowanie do tych rozgrywek. Marcos Senna wylosował Legię do grupy C, w której znajdowało się: Napoli, Leicester i Spartak Moskwa. Każdy z tych przeciwników ma jakiś podtekst. Pierwsze co się rzuca w oczy to Spartak Moskwa. Równo 10 lat temu Legioniści prowadzeni przez Macieja Skorżę natrafili na Spartak w 4. rundzie eliminacji do Ligi Europy. Po remisie 2:2 w Warszawie, Legioniści pojechali na rewanż na Łużniki. W pewnym momencie przegrywali już 0:2 i wydawało się, że już będzie po wszystkim. Piłkarze z Warszawy nie poddali się i kolejno strzelali Maciej Rybus, Michał Kucharczyk, a w 93. minucie bramkę na wagę awansu zdobył Janusz Gol. Euforia radości wybuchła na Łużnikach, a z drugiej strony żałoba wśród kibiców, sztabu i piłkarzy Spartaka. To ten sukces dał podwaliny pod późniejsze występy Legii w Lidze Europy i Lidze Mistrzów. Natomiast kibice z Moskwy uznają ten mecz za jedną z największych porażek w historii klubu. Będzie zatem okazja do rewanżu.
Z zespołem z Neapolu Legioniści również już grali stosunkowo niedawno, a konkretniej w sezonie 2015/16 w grupie D. Oprócz Napoli, warszawianie mierzyli się z Club Brugge oraz Midtjylland. Fazę grupową zakończyli na ostatnim miejscu z zaledwie czterema punktami, a na szczycie tabeli było Napoli, które wygrało wszystkie mecze. W Warszawie padł wynik 0:2 dla Włochów, natomiast pod Wezuwiuszem było aż 2:5. Będzie zatem okazja do rewanżu, tym bardziej że jest kilku piłkarzy w kadrze włoskiego klubu, którzy pamiętają tamte spotkania: Faouzi Ghoulam, Kalidou Koulibaly, Lorenzo Insinge czy Dries Mertens, który łącznie trzykrotnie pokonał Dusana Kuciaka. Nie należy również zapominać o Piotrze Zielińskim, dla którego mecz przeciwko Legii również będzie wyjątkowym przeżyciem.
Ostatnim rywalem jest Leicester, z którym Legioniści co prawda się nie mierzyli nigdy, jednak tym bardziej jest szkoda, że w meczu z Florą Tallinn tak poważnej kontuzji nabawił się Bartosz Kapustka, który po Euro 2016 wyjechał do Anglii i to właśnie do Leicester. Tam nie przebił się do pierwszego składu, był wielokrotnie wypożyczany, aż ostatecznie został wykupiony przez Legię. Tym bardziej szkoda Kapustki, że tuż przed kontuzją złapał naprawdę bardzo dobrą formę i był pewnym punktem w talii Czesława Michniewicza. W meczu z Leicester miałby podwójną motywację, aby pokazać się, że niepotrzebnie za wcześnie go skreślili i nie dali więcej szans na zaistnienie.
Kibicowsko super, a sportowo ciężko, ale nie bez szans
W Legii po wylosowaniu grupy wybuchła euforia radości. Czesław Michniewicz w trakcie live’u, który zorganizował klub podczas losowania przyznawał, że najbardziej chciałby trafić do grupy C, gdyż jest to ciekawa taktycznie grupa z uznanymi w Europie markami. I trudno nie odnieść wrażenia, że to trochę podobna sytuacja, jak ta z sezonu 2016/17, kiedy Legia awansowała do Ligi Mistrzów. Wtedy w grupie również największe marki: Real, Borussia i Sporting. Mimo wszystko warszawianie dali z siebie wszystko, a mecze z Realem czy Sportingiem w Warszawie są do dzisiaj wspominane, które dały piłkarzom Jacka Magiery trzecie miejsce w grupie, przez co na wiosnę zagrali w Lidze Europy.
Tutaj sytuacja jest podobna i również w przypadku zajęcia trzeciego miejsca, będzie możliwość zagrania na wiosnę w Lidze Konferencji. Czy to jest realne? Z pewnością będzie ciężko. Napoli będzie najcięższym rywalem. Aby mieć szanse na taki scenariusz, wydaje się, że trzeba powalczyć o zwycięstwo u siebie z Leicester i Spartakiem oraz chociaż o remis w meczach wyjazdowych z tymi zespołami. Zadanie nie jest łatwe, jednak przy odrobinie szczęścia i zmysłu taktycznego, którego nie brakuje Michniewiczowi, nie trzeba spoglądać na mecze Ligi Europy w czarnych barwach.
Mając na uwadze sam współczynnik, to Legia ograła rywala będącego na 32. miejscu w rankingu, z zespołem będący o jedno miejsce (Dinamo) niżej nie była zauważalnie gorsza. Jak to się przedstawia przy tych rywalach? Napoli przed rozpoczęciem sezonu na 22. miejscu (różnica aż 15 punktów we współczynniku). Leicester jest na miejscu 65., a Spartak na 74. Owszem są wyżej rozstawieni, jednak jak pokazał mecz ze Slavią i Dinamem, to w tym zespole jest potencjał i już pokazali, że można powalczyć.
Zresztą każdy klub marzy o tym, by zagrać w europejskich pucharach i po to budowany jest współczynnik, aby tam było jak najłatwiej i móc trafić na teoretycznie słabszych rywali w kolejnych sezonach. Nawet gdyby się okazało, że Legia zdobędzie raptem kilka punktów czy nawet kompletne zero, to oprócz bonusów finansowych, zdobędzie trochę doświadczenia, które będzie procentować w kolejnych latach. Tak jak mamy nadzieję, że doświadczenie Lecha z poprzedniego sezonu będzie tylko in plus w tej oraz kolejnych kampaniach, tak że również dzięki grze w Lidze Europy również Legia ponownie wróci na drogę, którą obrała 10 lat temu w Moskwie.