Kapitalne Euro i beznadziejne Copa America. Z czego wynika futbolowa przepaść?
Cały świat żyje piłkarskimi mistrzostwami Europy, które zachwycają starych i młodych – kobiety i mężczyzn – koneserów i ignorantów, ale po drugiej stronie świata również odbywa się wielki turniej, zresztą jest to znacznie starszy brat naszego Euro. Dlaczego świat futbolu kompletnie się nim nie interesuje? I czemu oglądanie go sprawia aż tyle bólu?
Masa spotkań o nic, czyli jak zepsuć turniej
Wiele osób śledzących piłkę nożną od lat było bardzo przeciwnych nowemu formatowi mistrzostw Europy. Do tego grona należę również ja. Jednak z biegiem czasu uważam, że takie Euro zdecydowanie się broni. Mimo że dostały się na nie drużyny pokroju Macedonii Północnej, to nie zaniżyły poziomu piłkarskiego w takim stopniu, w jakim można się było tego spodziewać. Każda ekipa, może oprócz Turcji, wniosła coś godnego obejrzenia do tego turnieju. Nadal nie stanę po stronie bezwzględnych zwolenników 24 drużyn uczestniczących w najważniejszym turnieju na Starym Kontynencie, ale niebezpiecznie przesuwam się w stronę tej granicy.
Niestety CONMEBOL – konfederacja organizująca Copa America nie ma takiego komfortu, manewrowania liczbą ekip na turnieju, ponieważ należy do niej zaledwie 10 federacji (czasem zapraszani byli goście np. Japonia czy Katar). Konsekwencją czego są ogromne problemy logistyczne, ponieważ dziesięć drużyn nie da się podzielić na grupy czterodrużynowe – klasyczne dla piłki nożnej. Popycha to do stawiania na dość dziwne rozwiązania, które nie zawsze okazują się trafione
Pierwsza faza mistrzostw Europy pozwala awansować nie tylko pierwszej i drugiej drużynie, ale też czterem najlepszym zespołom, które zajmą trzecie miejsce w swoich grupach. To pozornie powoduje, że więcej słabszych reprezentacji przechodzi dalej, co może powodować słabą piłkarsko fazę pucharową. Jednak to powierzchowna ocena, ponieważ Euro udowodniło nam, że takie rozwiązanie eliminuje mecze o „pietruszkę”. Niemal każdy zespół do końca zachowuje szansę na grę w 1/8 finału.
Po drugiej stronie muru stoją organizatorzy mistrzostw Ameryki Południowej, którzy postanowili nam zapewnić aż 20 spotkań, tylko po to, aby wyrzucić z turnieju dwie ekipy. Z dwóch grup składających się z pięciu reprezentacji aż osiem awansuje dalej. W dodatku każda grupa miała swojego autsajdera w postaci Boliwii lub Wenezueli, czyli od początku było wiadomo, kto zagra w kolejnej fazie. Tym sposobem można było obejrzeć pół turnieju składającego się z meczów towarzyskich. Nie wiem, kto wpadł na taki pomysł, ale jestem pewny, że już tego żałuje.
Piłkarska przepaść
Nie można powiedzieć, że w Ameryce Południowej nie ma mocnych reprezentacji, bo byłoby to zwykłym oszczerstwem. Na każdych Mistrzostwach Świata widzimy dobrze dysponowaną Brazylię, Argentynę czy Urugwaj. Do niedawna przedstawiciele UEFA szli łeb w łeb z federacjami CONMEBOL-u jeśli chodzi o liczbę triumfów na mundialu (ostatnie trzy zwycięstwa drużyn z Europy zachwiały równowagę sił).
Problem leży jednak gdzie indziej. Copa America to zdecydowanie turniej skrajności. Są drużyny bardzo słabe i drużyny bardzo mocne. Boliwia – najsłabsza drużyna na turnieju rozgrywanym w Brazylii zostałaby bez problemu ograna przez Macedonię Północną, Polskę czy nawet Turcję. W ćwierćfinałowym spotkaniu pomiędzy Peru a Paragwajem na boisku od pierwszej minuty wybiegło zaledwie trzech zawodników grających na co dzień w Europie. Byli to: Gianluca Lapadula (Benevento), Renato Tapia (Celta Vigo) oraz Miguel Trauco (Saint-Etienne).
Niezbyt wysokie umiejętności zawodników odbijają się również na obrazie gry, który często posyła widzów w objęcia Morfeusza. Dużo fauli i za mało przebojowych indywidualnych akcji – to coś, co oglądamy dzisiaj, a kompletnie nie pasuje do wizerunku amerykańskiego futbolu. Jednak można dojść do wniosku, że organizatorzy spodziewali się sennych spotkań, ponieważ wszystkie mecze w fazie pucharowej oprócz finału będą pozbawione ewentualnej dogrywki. W przypadku remisu w regulaminowym czasie gry od razu następuje seria jedenastek.
Goli w spotkaniach Copa America nie pada aż tak mało – 2,3 na mecz. Znacznie mniej niż na równolegle rozgrywanym Euro (2,8 na mecz), ale nie jest to zły wynik. Piłka jednak najczęściej przekracza linię bramkową, po niezbyt składnych akcjach ukazujących często bardziej słabość obrony niż siłę ofensywy – i tu jest pies pogrzebany. Wspomniane wyżej najlepsze jak dotąd spotkanie na tym turnieju pomiędzy Paragwajem a Peru zakończyło się wynikiem 3:3 oraz rzutami karnymi. Niestety komentatorzy tego spotkania musieli być trochę jak kibice Ekstraklasy śledzący walkę o mistrzostwo Polski. Często gdy jest ona wyrównana, słyszymy: „Polska liga jest niesamowicie ciekawa, do końca nie wiadomo, kto zdobędzie mistrzostwo”, ale z drugiej strony dobrze wiemy, że atrakcyjność nie wynika z mocy ekip ubiegających się o miano najlepszej w Polsce, ale ich bezradności. Podobnie było w tym przypadku, a słowo „przypadek” nie jest przypadkowe, ponieważ to właśnie on często decyduje o tym kto wygra mecz.
Piłka to też produkt, który trzeba sprzedać
„Strata czasu, nudziarstwo, tragiczny stan boisk i prawie całkowity brak zainteresowania ze strony kibiców. Może zmieni się to, gdy rozpocznie się faza pucharowa. My mamy szczęście, wielka piłka jest w Europie” – napisał Michał Zaranek w felietonie dla Przeglądu Sportowego.
Jeśli ktoś nie doświadczył jeszcze, ile zmienia w odbiorze spotkania obecność kibiców na trybunach, to niech po wieczorze z Euro odpali sobie spotkanie Copa America. Mecze piłki nożnej od zawsze były przedstawieniem, w którym główną rolę grali piłkarze, ale to kibice często otrzymują nagrodę za najlepszą postać drugoplanową. Bez sympatyków na trybunach szczególnie tych tak kolorowych w Ameryce Południowej turniej traci duszę i myślę, że piłkarze także są mniej skłonni do efektywnej gry, która niekoniecznie musi przynieść realną korzyść.
Po niemałych perturbacjach ostatecznym gospodarzem turnieju została Brazylia, która jest na pewno do tego najlepiej przygotowana. Jednak wyżej wspomniany problem z utrzymaniem odpowiedniego stanu murawy może przeczyć temu stwierdzeniu. Na dodatek ciągła walka z szalejącym wirusem potęguje jeszcze wrażenie, że ta edycja Mistrzostw Ameryki Południowej nie zapisze się złotymi zgłoskami na kartach historii futbolu. Nie można oprzeć się wrażeniu, że turniej ten jest po prostu… smutny, a kapitalne Euro pogłębia jeszcze negatywne odczucia. Cieszmy się, że Europie udało się zorganizować tak wspaniały turniej w tak ciężkich czasach.