Trzy rzeczy, które spowodowały klęskę na Euro. Dlatego Polska nie wyszła z grupy
To miała być impreza, z której może nie wychodzilibyśmy nad ranem, ale dotrwalibyśmy chociaż do północy. Tymczasem zabawę skończyliśmy, zanim inni na dobre ją zaczęli. Po raz szósty (na siedem prób) w XXI wieku reprezentacja Polski wielki turniej zakończyła na fazie grupowej. Spostrzeżeniami oraz powodami klęski na mistrzostwach Europy dzieli się Bartosz Rzemiński.
– Stanowimy coraz lepszy kolektyw, pokazaliśmy, że potrafimy tworzyć sytuacje, których jednak nie wykorzystaliśmy. Nasze mentalne podejście było dobre, dlatego mam nadzieję, że w przyszłości przyjdą lepsze wyniki – po przegranym meczu reprezentacji Polski ze Szwecją powiedział Paulo Sousa.
Dlaczego jednak te lepsze wyniki dopiero przyjdą, a nie było ich już teraz? Oto trzy rzeczy, które spowodowały klęskę Polski na Euro.
Zbyt mało czasu dla Paulo Sousy
Zdaję sobie sprawę z tego, że po Euro w Polsce obóz przeciwników obecnego selekcjonera jest duży. Jednak teraz nie o tym. Mało który trener poradziłby sobie bowiem z ułożeniem reprezentacji w tak krótkim czasie, jaki do dyspozycji miał Sousa. Marcowego zgrupowania nie ma sensu nawet liczyć – trzy jednostki treningowe, trzy mecze, zarażenia koronawirusem, kontuzje. Czasu na innowacje, które były bardzo potrzebne, brakowało. A potrzeba go było przecież wiele, bo umówmy się, że po kadencji Jerzego Brzęczka drużyna nie znajdowała się w najlepszym stanie. Nie tylko pod względem poziomu sportowego, ale także mentalnego.
Właśnie dlatego Sousa czerwcowe zgrupowanie, na którym czasu miał już więcej, musiał podzielić na część czysto sportową, ale także na taką, która zadba o odpowiedni poziom tego słynnego już teraz „mentalu”. Owszem, atmosferę głównie budują wyniki. Ale nie tylko. Bo wyniki są też budowane właśnie atmosferą.
Sousie zabrakło dwóch, może trzech zgrupowań, by wszystko odpowiednio doszlifować. Mówiąc wprost, zabrakło mu jesiennej Ligi Narodów. Pewien rzecz jasna nie jestem, ale mam silne przekonanie, że gdyby Portugalczyk przejął zespół we wrześniu ubiegłego roku, obecnie nie zajmowalibyśmy się podsumowaniami, a analizą rywala, z którym Biało-czerwoni zmierzyliby się w pierwszym meczu fazy pucharowej.
Brak koncentracji
Problemem był jednak nie tylko czas. Problemem, i to bardzo dużym, był brak koncentracji. Brak koncentracji, który objawiał się już w marcowych meczach eliminacji mistrzostw świata. Polska niemal w każdym meczu sprawiała wrażenie posyłania na boisko dwóch drużyn. Najpierw drużyny nieskoncentrowanej, niepewnej swoich umiejętności, nie do końca wiedzącej, na co ją stać (pierwsza połowa meczu z Hiszpanią czy mecz ze Szwecją do stanu 0:2), a następnie drużyny pewnej siebie, doskakującej do rywala, agresywnej i zawziętej. Gdyby w każdym spotkaniu Biało-czerwoni grali z taką werwą i skupieniem, jak grali po strzeleniu pierwszego gola Szwecji czy po zmianie stron w spotkaniu z Hiszpanami, wyjście z grupy byłoby formalnością.
– Nie potrafiliśmy dziś zdobyć tej jednej bramki więcej od rywala. Widocznie nie zasłużyliśmy na dalszą grę w tym turnieju. Bardzo żałuję, bo wszystkie stracone bramki były do uniknięcia. Może zabrzmi to banalnie, ale na tych mistrzostwach nie mieliśmy za wiele szczęścia – w rozmowie z TVP Sport po meczu ze Szwecją powiedział Kamil Glik. W tym przypadku można się jednak z liderem polskiej defensywy nie zgodzić. Bo większość bramek traconych przez Polaków na Euro 2020 nie wynikało z pecha, a właśnie z braku odpowiedniej koncentracji.
Brak jakości piłkarskiej
I wreszcie dochodzimy do części najważniejszej, najbardziej oczywistej, a najrzadziej omawianej. Obok tego wszystkiego, obok czasu na przygotowania, doboru taktyki, obsady poszczególnych pozycji czy poziomu koncentracji, zawsze najważniejszym elementem jest jakość piłkarska. A tej nam po prostu brakowało. Owszem, mieliśmy kapitalnego Roberta Lewandowskiego, po którym spłynęła krytyka po pierwszym meczu. A może nie tyle spłynęła, co jeszcze bardziej go zmotywowała, przynosząc efekt w postaci trzech goli w meczach z Hiszpanami i Szwedami. Mieliśmy też naładowanego energią i żarliwością Kamila Glika. Mieliśmy też harującego jak nigdy Piotra Zielińskiego, który w fazie grupowej przebiegł 33 kilometry (więcej przebiegło tylko czterech zawodników z całego turnieju). Ale poza tym tej jakości nam po prostu brakowało. Chcieliśmy grać skrzydłami, z których mieliśmy dośrodkowywać w pole karne. Tymczasem na 26 dośrodkowań w pole karne Szwedów w pierwszej połowie, celne dośrodkowania były dwa (!). Chcieliśmy uderzać z dystansu, ale odważył się na to jedynie Lewandowski i Zieliński (Krychowiak też, ale jego strzały były tak rozpaczliwe, a w dodatku zablokowane, że nie ma sensu ich brać pod uwagę). Chcieliśmy dominować, a nie potrafiliśmy szybko rozegrać piłki.
O tej jakości mówił zresztą także Zbigniew Boniek, który dzień po ostatnim meczu reprezentacji Polski na Euro spotkał się z dziennikarzami. – Czego nam najbardziej zabrakło? Jakości. Nie graliśmy z kontry, ale dominowaliśmy nad niektórymi rywalami. Graliśmy prawie jak równy z równym z Hiszpanią, dominowaliśmy w wielu aspeltach nad Słowacją czy Szwecją. Ale na koniec to zawsze jakość decyduje – przyznał prezes PZPN.
Mieliśmy 40 dośrodkowań w pole karne, ale 90 procent nie dochodziło tam, gdzie miało dojść. To jest właśnie ta jakość, która robi różnicę. Tego nam zabrakło i nad tym trzeba popracować – dodał.
Pozostaje mieć nadzieję, że Paulo Sousa tę jakość będzie do polskiej kadry potrafił wnieść. Przebłyski czegoś pozytywnego można było zauważyć niemal w każdym spotkaniu jego kadry. Teraz trzeba zrobić wszystko, by te przebłyski stały się codziennością.