Kadra

Kluczowa zmiana w zachowaniu Lewandowskiego. Takiego kapitana chce się oglądać

fot. własne / Paweł Jerzmanowski

Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o… wszystko. Polacy wreszcie porzucili stary scenariusz na rzecz nowego, zdecydowanie lepszego. Po 2. kolejce mistrzostw Europy Biało-czerwoni wciąż liczą się w grze o awans z grupy. Polacy zremisowali 1:1 z Hiszpanią i pokazali, że mogą nam przynieść wiele radości. Radości, którą dać może także Robert Lewandowski, który w sobotę był takim Robertem Lewandowskim, jakiego Polacy chcą oglądać. Frustrację i nerwową gestykulację zamienił na walkę i spokojne dowodzenie drużyną. Spostrzeżeniami po remisie z Hiszpanami dzieli się Bartosz Rzemiński.

W opinii wielu, nie tylko kibiców, ale i ekspertów, to miał być mecz o wszystko, będący jednocześnie meczem pożegnalnym. Miał to być mecz, w którym Polacy rzuceni na pożarcie wyżej notowanemu rywalowi, pożarci rzeczywiście zostaną. Mówił o tym nawet Ferran Torres, który zapowiadał, że hiszpańscy obrońcy zjedzą Roberta Lewandowskiego. Nie zjedli – kapitan naszej kadry strzelił gola dającego punkt. Punkt niezwykle cenny, przedłużający nadzieje. A nawet coś więcej. Ale po kolei…

Pozytywne zaskoczenie

W ostatnich dniach Hiszpanie w mediach i rozmowach kibiców przedstawiani byli jako potwór. Walec, pod który wpadną Polacy, nie sprawiając rywalom żadnych trudności. Piłkarze Paulo Sousy mieli się schować na własnym polu karnym i pokornie czekać na wymierzenie kary. Tak myślało wiele osób. Tego chcieli Hiszpanie. Biało-czerwoni plan mieli jednak nieco inny, i zaczęli go realizować bardzo szybko. Wbrew oczekiwaniom zespołu Luisa Enrique, Polska zagrała w pierwszych minutach odważnie. Przez pewien fragment gry nie pozwalała przeciwnikom na wyjście z ich własnej połowy, stosowała wysoki pressing i szybko doskakiwała do rywali. Chciała wzbudzić respekt.

Oczywiście, w miarę upływu czasu Polska do defensywy i tak została zepchnięta, ale wydaje się, że było to zepchnięcie kontrolowane. Polacy momentami – mowa o defensywie – przypominali Polaków z Euro 2016. Nie popełniali błędów, świetnie się asekurowali i wspierali, nie zostawiali rywalom miejsca i neutralizowali niebezpieczeństwo. Przynajmniej do 25. minuty. Wówczas Alvaro Morata wyprzedził w polu karnym Bartosza Bereszyńskiego i zamienił na gola podanie jednego z kolegów. Przez chwilę mieliśmy jeszcze nadzieję, że gol nie zostanie uznany, ale wideoweryfikacja dała jasną odpowiedź – bramka została zdobyta prawidłowa (choć zdecydowały o tym centymetry, których w erze przed VAR-em nie dałoby się zauważyć).

Polacy w swoim żywiole

Polaków stracona bramka nie podłamała. Ale nie sprawiła też, że porzucili oni wszystkie założenia i zaczęli ryzykować. Wciąż grali ostrożnie, czekając na okazje do kontrataków. Grali tak, jak lubią najbardziej i tak, jak nie dało się grać ze Słowakami. Możemy bowiem mówić o chęci efektownej gry i dominowania na boisku, ale obecnie to wciąż gra z kontry jest naszym najmocniejszym punktem.

Biało-czerwoni czekali, przechwytywali piłkę i zazwyczaj długim podaniem transporotwali ją na połowę przeciwnika. Tuż przed przerwą mogło to przynieść efekt w postaci gola, gdy najpierw Karol Świderski strzelił w słupek, a po chwili Robert Lewandowski uderzył mocno na bramkę Hiszpanów. Mocno, ale prosto w bramkarza.

Plan zaczyna działać

Do szatni Polacy schodzili przegrywając, ale czując, że Hiszpanie są ich w zasięgu. Nie są maszynami, a tylko ludźmi, którzy też popełniają błędy. W 54. minucie taki błąd popełnili po akcji, jakiej Paulo Sousa wymaga w każdym meczu. Akcji ze skrzydła, zakończonej dośrodkowaniem w pole karne. Portugalski selekcjoner podkreślał już kilka razy, że to jedna z najlepszych broni Polaków. Dziś ta broń została wykorzystana. W 54. minucie Kamil Jóźwiak posłał dośrodkowanie z prawego sektora boiska, a w szesnastce najlepiej zachował się Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski świetnie wyszedł w powietrze i precyzyjnym strzałem główą pokonał Unaia Simona.

Na tym takie akcje niestety się skończyły. Szkoda, bo wydaje się, że można było pokusić się o więcej. Ale trzeba docenić punkt i to, że niektóre założenia Sousy zaczynają działać i można mieć nadzieję, że z meczu na mecz będzie z nimi coraz lepiej.

Kapitan, którego chcemy oglądać

Lepiej z meczu na mecz jest i może być także z postawą samego Lewandowskiego. On z Hiszpanią był takim Lewandowskim, jakiego chcemy oglądać. Nie był kapitanem sfrustrowanym, nerwowo gestykulującym w kierunku kolegów z drużyny. Był kapitanem walczącym (chwilami aż za mocno, gdy dostał żółtą kartę za ostre starcie z jednym z rywali). Był kapitanem wspomagającym zespół, doradzającym innym, jak się ustawić, gdzie i kiedy wybiegać. W tych wskazówkach nie było już frustracji i bezradności, a szczera chęć pozytywnego wpłynięcia na zespół. Lewandowski swoją postawą i golem odpowiedział na ogromną krytykę, jaka spadła na niego po meczu ze Słowacją. Pokazał również, że może dać wiele kadrze także na wielkich turniejach.

– Dzisiaj energia Roberta i jego determinacja była kluczowa, bo ten mecz tego wymagał. Zawodnik, który walczy jest kopany ze wszystkich stron, wpływa na innych zawodników, aby byli silniejsi jako kolektyw – przyznał na pomeczowej konferencji prasowej trener Sousa. – Musieliśmy zwiększyć intensywność grania, grać wyżej pressingiem, być blisko ich linii defensywej. Mając takiego lidera jak Robert, który walczy o wszystkie piłki i je wygrywa, jest łatwiej – dodał.

Wojciech Szczęsny na antenie TVP Sport po meczu powiedział, że to był mecz, jaki każdy Polak chciał zobaczyć. Można te słowa w pewien sposób sparafrazować i powiedzieć, że to był także taki Lewandowski, jakiego każdy Polak chciał zobaczyć. Miejmy nadzieję, że takiego Lewandowskiego i taką Polskę, waleczną, konsekwentną, ambitną, zobaczymy też w środowym starciu ze Szwecją.

W przeszłości redaktor naczelny nieistniejącego już portalu PolskaPilka24.Net. W latach 2017-2020 dziennikarz Sport.pl. Obecnie owner-operator i dziennikarz portalu Krótka Piłka. Zakochany w piłce, pasjonujący się social mediami. Tu głównie o Ekstraklasie, reprezentacji Polski i Polakach grających w ligach zagranicznych.