Michniewicz płakał z radości. Wtem podbiegli do niego Glik i Szczęsny. Piękna sytuacja po meczu ze Szwecją
Czy mecz ze Szwecją będzie dla kadry Michniewicza meczem założycielskim tej drużyny? Trudno stwierdzić biorąc pod uwagę to, że do był to dopiero drugi mecz Biało-czerwonych z tym selekcjonerem na ławce. Na pewno jednak będzie czymś, od czego można będzie zacząć budować zespół, w który Polacy znów będą wierzyć, jak uwierzyli po wtorkowej wygranej. Szczególnie, że między drużyną a Czesławem Michniewiczem już teraz wytworzyła się chemia, o czym świadczą dwie sytuacje po zakończeniu spotkania.
„Dziękujemy! Dziękujemy!” – rozbrzmiewało głośno na Stadionie Śląskim w Chorzowie, tuż przed 23:00 we wtorek 29 marca. 54 tysiące kibiców sprawiło, że Kocioł Czarownic odżył i przypomniał, skąd wzięła się jego potoczna nazwa. 54 tysiące kibiców świętowało razem, czując dokładnie to samo – radość. Radość z tego, że reprezentacja Polski kolejny raz pojedzie na mistrzostwa świata. Biało-czerwoni wygrali 2:0 ze Szwecją, co zapewniło im udział w mundialu w Katarze.
Po końcowym gwizdku sędziego, z radości skakali wszyscy – kibice, działacze, dziennikarze na trybunie prasowej. Niezależnie od tego, w jakiej roli ktoś przyjechał do Chorzowa, zachowywał się dokładnie tak samo. Bo trudno było nie cieszyć się ze zwycięstwa, które jeszcze do wczoraj, szczególnie po meczu towarzyskim ze Szkocją (1:1), wydawało się tak nierealne.
I spośród tych wszystkich ludzi, znajdujących się na Stadionie Śląskim, z radości nie skakała tylko jedna osoba – Czesław Michniewicz. Selekcjoner po zakończeniu spotkania usiadł na ławce rezerwowych, przyglądał się swoim zawodnikom, świętującym awans, a po chwili się wzruszył. – Było bardzo dużo emocji, ranga spotkania, otoczka i to, że osiągnęliśmy cel udzieliły mi się i się wzruszyłem. To nie był tylko mój mecz kontra Szwecja. To cała Polska chciała to spotkanie wygrać. Napięcie rozkładało się na 38 milionów Polaków – przyznał trener na konferencji prasowej.
Piękne zachowanie Glika i Szczęsnego
Ale gdy wszyscy świętowali, a kibice wspólnie dziękowali zawodnikom, dało się zauważyć coś jeszcze. Coś budującego i pokazującego, że niemal 30 różnych nazwisk znowu stworzyło drużynę. Najpierw do Michniewicza podbiegł bowiem Kamil Glik, który długo go obejmował i ściskał. Później dołączył do niego Wojciech Szczesny, który zachował się podobnie do lidera polskiej defensywy. Jeszcze później dołączył do nich cały zespół.
Ta sytuacja pokazała nie tylko wielką klasę Glika i Szczęsnego. Pokazała też jedność tej drużyny. Jedność i atmosferę prawdziwego zespołu. Atmosferę prawdziwą, wykutą w trudnej sytuacji, po porzuceniu przez poprzedniego selekcjonera, po słabym występie w Glasgow, i po tym, jak wszyscy w ten zespół zwątpili.
To świetny sygnał i prognostyk na przyszłość. Bo właśnie takie mecze stawiają fundamenty do czegoś dużego. Jak fundamenty pod sukces na Euro 2016 postawiła drużynie Nawałki wygrana z Niemcami na Stadionie Narodowym . Tworzą ducha zespołu, którego nie da się wykreować sztucznie, na siłę, jak próbował to robić Paulo Sousa. Portugalczyk przed Euro 2020 postawił głównie na poprawę atmosfery, ale atmosfera oparta o wspólne zabawy, gry i uczestniczenie w koncertach, to atmosfera ulotna. A z takiej, powstającej w wyniku ważnych, historycznych wręcz zwycięstw, wspólnego świętowania i chwil wzruszenia, można czerpać przez długi czas.
„U mnie już nigdy nie siądziesz na ławce”
Michniewicz bardzo szybko przekonał do siebie zawodników. I sprawił, że chcą walczyć za niego. Albo nawet nie za niego, co po prostu razem z nim. Pokazał to Kamil Glik, w Chorzowie grający od początku spotkania z kontuzją, która każdego innego piłkarza wykluczyłaby z gry i treningu. Ale Glik z Michniewiczem kontakt złapał już wcześniej. W programie Hejt Park, emitowanym na Kanale Sportowym tuż po wtorkowym meczu, zdradził to Krzysztof Stanowski. Dziennikarz wyjawił, że Glik z Michniewiczem kontakt złapali podczas sylwestra w Arłamowie, organizowanego zresztą przez wspomniany Kanał Sportowy, którego Stanowski jest współwłaścicielem. A skoro taki kontakt później przekłada się na to, co widzieliśmy na Śląskim, to niech takich kontaktów selekcjoner tworzy więcej.
A może nawet już stworzył. Bo fajną więź zbudował już z Jackiem Góralskim, który może być dla niego zresztą takim zawodnikiem, jakim Krzysztof Mączyński był dla Nawałki. Człowiekiem, którego inni pewnie by pomijali, ale ten konkretny trener zawsze będzie miał dla niego miejsce. I to miejsce, na które ten zawodnik będzie pracował. Zresztą takie coś pasować może nie tylko do Góralskiego, ale także do Grzegorza Krychowiaka. Bo przecież mnóstwo osób, nie tylko kibiców, ale także ekspertów, domagało się pozbycia Krychowiaka z kadry. Bo za wolny, bo za słaby, bo to już nie ten – powoli mityczny – „Krychowiak z Sevilli”. Owszem, Michniewicz 32-latka posadził co prawda na ławce rezerwowych, ale wpuścił go do gry na drugą część spotkania. A ten szybko mu za to odpłacił, wywalczając rzut karny dla Biało-czerwonych, zamieniony na gola przez Roberta Lewandowskiego.
Później obydwaj, Michniewicz i Krychowiak, wywołali uśmiech na twarzach wielu osób, gdy na konferencji byli pytani o to krótkie „zesłanie” Krychowiaka na ławkę, co ostatni raz w meczu o stawkę miało miejsce wiele lat temu. – Każdy człowiek, który wchodzi z ławki, chce pokazać trenerowi, że ten się myli – przyznał Krychowiak. – U mnie już nigdy nie siądziesz na ławce – odparł Michniewicz.
***
Czy mecz ze Szwecją będzie dla kadry Michniewicza meczem założycielskim tej drużyny? Trudno stwierdzić biorąc pod uwagę to, że był to dopiero drugi mecz Biało-czerwonych z tym selekcjonerem na ławce. Na pewno jednak będzie czymś, od czego można będzie zacząć budować drużynę, w którą Polacy znów będą wierzyć, jak uwierzyli po wtorkowej wygranej.