Wszołek rozpętał burzę po meczu z Motorem. Uderzył w innego piłkarza Legii. A o grze dodał: Wstyd mi wychodzić na ulicę

Fot. Paweł Jerzmanowski

Paweł Wszołek po zremisowanym 1:1 meczu Legii Warszawa z Motorem Lublin nie gryzł się w język. Skrzydłowy był wyraźnie rozgoryczony, szczególnie po zmarnowanej stuprocentowej sytuacji przez Miletę Rajovicia w doliczonym czasie gry.

Spotkanie samo w sobie nie stało na wysokim poziomie. Motor wykorzystał rzut karny za sprawą Karola Czubaka, Legia odpowiedziała trafieniem Rafała Augustyniaka po stałym fragmencie. Druga połowa była jednak pełna chaosu i niedokładności, a jedyną naprawdę klarowną okazję miał Rajović – sytuację, którą napastnicy jego kalibru powinni kończyć z zamkniętymi oczami.

To właśnie ta akcja najbardziej ciążyła Wszołkowi, który po meczu nie ukrywał rozczarowania.

Ogromny niedosyt. Uważam, że potrzebowaliśmy się odbić. Taka bramka w doliczonym czasie gry dałaby nam wiele. Szkoda tej sytuacji… co mogę dodać? Jest ciężko cokolwiek powiedzieć. Wiemy, jaka jest nasza sytuacja – powiedział skrzydłowy.

Wszołek nie zamierzał zrzucać odpowiedzialności na jednego zawodnika, ale jasno wskazał, że brak skuteczności to problem całej drużyny.

Każdy musi wymagać więcej od siebie. Fakty są takie, że jak nie będziesz strzelał goli, nie będziesz wygrywał meczów. Oczywiście, nie biję tutaj do żadnego zawodnika. Razem bronimy, razem atakujemy, ale każdy musi sobie spojrzeć w lustro i być gotowy na taką sytuację, jaką mamy po 90. minucie i po prostu zamienić ją na bramkę. Przeciwnicy nie dadzą nam punktów za darmo. Po to jesteś napastnikiem czy skrzydłowym, żeby bramki zdobywać – podkreślił.

Z jego słów biło również duże poczucie odpowiedzialności.

Jeśli ktoś chce pracować nad mentalnością, niech to czyni, bo nie jest łatwo być piłkarzem Legii. To ogromna presja. Jesteśmy coś winni naszym kibicom. Jest mi wstyd wychodzić na ulice po zremisowanym meczu – dodał.

Remis w Lublinie oznacza, że seria Legii bez zwycięstwa w Ekstraklasie przedłużyła się do siedmiu meczów, a napięcie wokół drużyny rośnie z tygodnia na tydzień.