Ekstraklasa

Brzęczek przed debiutem w Wiśle. Kto ma najwięcej do stracenia?

fot. Krótka Piłka/Paweł Jerzmanowski

„Nie od razu miła, nie od razu” – te słowa, które są elementem jednego z największych przebojów Marka Grechuty, można dziś skierować do Wisły Kraków, która próbując naprawić wszystko za jednym zamachem, sprawiła, że końcówkę sezonu musi ratować trener strażak. Mimo że niewątpliwie kilka rzeczy udało się wzorowo, to okazało się, że nie da się jednocześnie: punktować, ogrywać młodzieży i prezentować polskiej tiki taki lub przynajmniej nie z tak skompletowaną kadrą.

Co zawiodło?

Cofnijmy się do początku sezonu. Wisła latem zatrudnia Adriana Gule – szkoleniowca, który świetnie spisywał się, prowadząc czeskie i słowackie zespoły. Kwestią czasu wydawało się kiedy wreszcie trafi do Polski. Ostatecznie sięgnęła po niego „Biała Gwiazda” i postawiła przed nim, być może, najtrudniejsze zadanie w dotychczasowej karierze. Musiał nie tylko dbać o rozwój młodych Polaków, ale również starać się wprowadzić ofensywny styl gry i wygrywać na tyle często, aby spokojnie zagwarantować środek tabeli.

Mijały kolejne tygodnie, a kibice ciągle słyszeli od prezesów i dyrektora sportowego, że oni wierzą w pewien proces, który musi jeszcze potrwać. Jednak jak tu wierzyć, że coś idzie w dobrą stronę, skoro nie widać tego żadnych oznak. Wisła po dwóch okresach przygotowawczych cały czas prezentowała taki sam, jeśli nie gorszy poziom gry.

Zespół Guli wciąż przeprowadzał akcję w ślamazarnym tempie, zostawiając przy tym ogromne luki w defensywie. Sprawiło to, że każdy chciał mieć na rozkładzie mecz z Wisłą Kraków, ponieważ wystarczyło ustawić się nisko i czekać, aż któryś ze środkowych obrońców popełni błąd, do czego niemal zawsze dochodziło. Nie można liczyć, że drużyna będzie grała świetnie w ataku pozycyjnym, skoro w ofensywie brakuje choćby krzty kreatywności.

Przy Reymonta dało się wyczuć narrację, że Wisła to wielki klub i teraz z nowymi właścicielami będzie robić wszystko idealnie. Można chwalić to, że władze mają taki pomysł na ten zespół, ale zarządzając drużyną, trzeba stąpać twardo po ziemi. Jeśli sprowadza się trenera, który ma określoną bardzo wymagającą filozofię i wiadomo, że będzie się starał ją wdrożyć, trzeba zrobić wszystko żeby kadra, którą zastanie, nie wyglądała, jak zbieranina przypadkowych piłkarzy. Nie wspominając już o tym, że gdy tylko przyszły korzystne oferty to, aby podreperować budżet, sprzedano Aschrafa El Mahdiouiego oraz Yawa Yeboaha, którzy nie tylko byli najbardziej niekonwencjonalnymi piłkarzami w całej kadrze, ale również najlepszymi.

Porażka 0:1 na własnym obiekcie ze Stalą Mielec przelała czarę goryczy. Wisła Kraków szybko straciła bramkę, a potem przeprowadzając kolejne flegmatyczne ataki, nie była w stanie nawet celnie uderzyć na bramkę gości. Na pomeczowej konferencji każdy łącznie z trenerem Gulą wiedział, że czas zakończyć tę współpracę. Słowak w rozmowie z dziennikarzami z rozbrajającą szczerością stwierdził, że ta drużyna potrzebuje nowego trenera.

– Niestety doszliśmy do momentu, gdy nasze oczekiwania trzeba było urealnić. W tej chwili gramy o utrzymanie i uznaliśmy, że w ten sposób będzie nam ciężko się utrzymać. I nie chcemy podejmować tego ryzyka i stąd ta decyzja – dodał stwierdził na konferencji prasowej Tomasz Pasieczny.

Urealnienie oczekiwań sprawiło, że nowym trenerem Wisły Kraków został Jerzy Brzęczek.

Szansa na uratowanie wizerunku

Jerzy Brzęczek w momencie zwolnienia ze stanowiska selekcjonera był niemal wrogiem publicznym. Mimo że późniejsza sytuacja wokół reprezentacji i udzielone przez niego wywiady sprawiły, że jego wizerunek się nieco ocieplił, to wciąż ma wiele do wygrania, jeśli uda mu się utrzymać Wisłę w lidze. Pierwsza konferencja, na której został zaprezentowany, raczej mu nie pomoże w polepszeniu prasy, ale dobre wyniki już jak najbardziej.

– Trudno żebyśmy z Kubą nie rozmawiali o piłce. Wiele osób rozmawia i nie wiem, dlaczego ciągle tylko ze względu na to, że jesteśmy rodziną – zarzuca się, że mamy nie rozmawiać? Jestem dumny, że mam takiego siostrzeńca. Jestem dumny, że jestem jego wujkiem i osobiście nie mamy sobie nic do zarzucenia. Zagrał ponad 100 spotkań w reprezentacji, ja ponad 40, a nie miały na to wpływu żadne koneksje rodzinne i na pewno bez względu na to kto, jaki odda komentarz, to wiemy, jak postępować – stwierdził Brzęczek zapytany o to, czy Jakub Błaszczykowski uczestniczył w rozmowach decydujących o zatrudnieniu 50-latka na stanowisku pierwszego trenera Wisły.

Do niezbyt zgrabnych wypowiedzi były selekcjoner zdążył nas przyzwyczaić, ale wbrew pozorom wśród kibiców panuje przekonanie, że spełni on pokładane w nim nadzieję i zagwarantuje utrzymanie. Wynika to przede wszystkim z tego, że drużyny Jerzego Brzęczka prezentują bardzo pragmatyczny futbol, o czym zdążył się przekonać każdy polski kibic. Jednak w wypadku Wisły jest to atut, ponieważ w najbliższych miesiącach nie będzie się od niego wymagać nic więcej niż regularne punktowanie.

Przed objęciem reprezentacji Polski prowadził Wisłę tyle, że z Płocka. Udowodnił tam, że potrafi dostosować sposób gry pod piłkarzy, których ma. Jednak tym razem stoi przed nim znacznie trudniejsze zadanie. Szczególnie, że jeszcze zanim rozegrał swój pierwszy mecz, już kilka spraw poszło nie po jego myśli. Dwaj bezpośredni rywale w walce o utrzymanie wygrali swoje mecze – Zagłębie Lubin pokonało 3:1 Wisłę Płocka, a Warta Poznań w takim samym stosunku zwyciężyła Radomiaka Radom. W takiej sytuacji ewentualna porażka w poniedziałkowym spotkaniu z Górnikiem Łęczna postawi ekipę z Krakowa w bardzo niekorzystnej sytuacji.

Najbliższe miesiące będą kluczowe zarówno dla Brzęczka, jak i dla „Białej Gwiazdy”, jeśli ta współpraca się zakończy się utrzymaniem, to Guardiola z Truskolasów dostanie szansę stworzenia nowego projektu reklamowanego swoim nazwiskiem.

Fanatyk ligi angielskiej oraz najlepszej ligi świata czyli polskiej A-klasy ;) Twitter: @Jakub10920713