Raków Częstochowa pokonał Slavię Praga 2:1 w pierwszym meczu 4. rundy kwalifikacji Ligi Konferencji Europy. Na konferencji prasowej po ostatnim gwizdku sędziego Marek Papszun nie gryzł się w język i dosadnie ocenił poziom sędziowania w czwartkowym spotkaniu.
Starcie pomiędzy Rakowem i Slavią od samego początku było bardzo wyrównane. Obie strony miały problemy z przedostaniem się pod bramkę rywala. Sytuacja zmieniła się w 29. minucie meczu, kiedy to Ivi Lopez zszedł ze skrzydła i kapitalnym strzałem wyprowadził drużynę „Medalików” na prowadzenie. Od tamtej pory gra podopiecznych Marka Papszuna wyglądała coraz lepiej.
Kwadrans po rozpoczęciu drugiej połowy ekipa gości wykonywała rzut rożny. Piłka trafiła pod nogi Tomasa Holesa, który sprytnym centrostrzałem pokonał Kacpra Trelowskiego. Na odpowiedź wicemistrzów Polski nie trzeba było długo czekać. Kilkanaście sekund po wznowieniu gry od środka futbolówkę do bramki Slavii Praga skierował Fran Tudor.
Częstochowianie wyszli z tej potyczki zwycięsko, jednak rozmiary wygranej mogły być zdecydowanie większe. Rakowowi zabrakło szczęścia oraz poprawnych decyzji sędziowskich. Swoje niezadowolenie z pracy arbitrów bardzo dostanie na pomeczowej konferencji wyraził Marek Papszun.
– Mogę być tylko dumny ze swojej drużyny, szczególnie biorąc pod uwagę skandaliczne sędziowanie. Dwa rzuty karne, dwie sytuacje sam na sam wstrzymane, jeden spalony jakiś, trzeba być chyba ślepym, żeby nie zauważyć, że jest mijanka – rozpoczął Papszun.
– Duży wpływ na wynik takimi dużymi błędami miał sędzia, tym bardziej szacunek dla nas, że z mocnym rywalem potrafiliśmy długimi fragmentami dominować, bo to nie jest przypadkowy wynik, można powiedzieć, że jesteśmy trochę z wyniku niezadowoleni, bo uważam, że za małą zaliczkę wypracowaliśmy i na pewno czeka nas ciężki mecz w Pradze. Ja najbardziej obawiam się sędziowania, a nie przeciwnika – dodał trener Rakowa.