Michniewicz zadawał Zalewskiemu jedno pytanie. „Trenerze, dam radę”. Spostrzeżenia po meczu, który wykreował bohaterów
Jak okazało się w sobotę, mecz z Belgią, tak bolesny dla nas, być może za jakiś czas będziemy traktować jako wypadek przy pracy. Albo nawet coś więcej. Bo być może to wcale nie wygrana ze Szwecją stanie się meczem założycielskim kadry Michniewicza. A właśnie ta porażka w Brukseli, po której Biało-czerwoni pokazali, że jak chcą, to jednak mogą. I wcale nie jest tak, że różnica między nimi, a rywalami z topu jest ogromna. I że można ją tylko maskować zaangażowaniem. W Rotterdamie Biało-czerwoni zremisowali z Holandią 2:2, a mogli pokusić się o więcej.
Czujemy niedosyt. Naprawdę. Mało kto się spodziewał, że po meczu z Holandią w Rotterdamie, szczególnie po laniu w Brukseli, będzie nam towarzyszyć takie uczucie. A towarzyszy, bo Polska z „Oranje” zremisowała 2:2, ale mogła pokusić się o więcej. Owszem, Holendrzy mieli rzut karny, Holendrzy mieli więcej okazji bramkowych, ale wydaje się nam, że mimo wszystko to Biało-czerwoni byli bliżsi zwycięstwa. Biało-czerwoni, wśród których w sobotę wykreowało się trzech bohaterów, których nazwiska są na ustach całej piłkarskiej Polski.
Na początek wyróżnić należy tego, który jako ten wspomniany bohater „objawił się” najpóźniej – mowa rzecz jasna o Łukaszu Skorupskim. Bramkarz Bolonii zaliczył cztery interwencje, większość z nich notując w końcówce. Wydawało się, że chwilami 31-latek między słupkami wyczyniał wręcz cuda.
Swoim siódmym występem w pierwszej kadrze udowodnił, że bezapelacyjnie jest numerem dwa. Dla Bartłomieja Drągowskiego i Kamila Grabary na razie pozostaje jedynie rywalizacja o bluzę z numerem „3”
Zalewski i Cash duetem, na który czekaliśmy
Pozytywnymi bohaterami spotkania zostali też Nicola Zalewski i Matty Cash. Dwójka bocznych obrońców/wahadłowych wreszcie zagrała razem od 1. minuty po raz pierwszy. I pokazała, że warto na taką dwójkę stawiać częściej. Zalewski świetnie czuł się na lewej stronie boiska, gdzie pomagał w defensywie i stwarzał zagrożenie w ataku. Mimo dużej presji i ciężaru meczu (wynikającego nie tylko z klasy rywala, ale również, a może nawet przede wszystkim z wysokiej porażki w ostatnim spotkaniu) w grze 20-latka widać było luz i pewność siebie. Widać też było zaangażowanie, o którym po zakończeniu spotkania, na antenie TVP Sport mówił Czesław Michniewicz. Selekcjoner zdradził, że co jakiś czas pytał Zalewskiego o to, czy ten ma jeszcze siłę (założenie było takie, że nie dogra on meczu do końca, tak przynajmniej można wnioskować z wypowiedzi Michniewicza). Na każde pytanie Zalewski odpowiadał jednak, że czuje się dobrze i wciąż ma siłę. „Dobra, to zagrasz do końca” – odparł w końcu Michniewicz, który chwalił młodego gracza. – Dzisiaj ten fantastyczny przerzut przy bramce. Rośnie nam fajny skrzydłowy, może też grać jako wahadłowy, z takim potencjałem, z taką wydolnością – przyznał trener.
Ten wspomniany przerzut do Matty’ego Casha był zresztą momentem kluczowym sobotniego meczu. Po nim Polska objęła bowiem prowadzenie, bo Cash popisał się świetnym uderzeniem w kierunku dalszego słupka. Ale nie tylko wtedy było widać dobre porozumienie bocznych zawodników, bo takich przerzutów było więcej, co otwierało Polakom drogę do płynnego zmieniania i przenoszenia ciężaru gry, za którym Holendrzy nie zawsze nadążali. I często się przez to gubili, bo przerzuty czasami kierowane były na drugą stronę, a czasami do środka, tak jak wtedy, gdy piłkę za linię obrońców dostał Przemysław Frankowski, który zagrał następnie do Piotra Zielińskiego, a ten podwyższył prowadzenie Polaków na 2:0.
***
Jak okazało się w sobotę, mecz z Belgią, tak bolesny dla nas, być może za jakiś czas będziemy traktować jako wypadek przy pracy. Albo nawet coś więcej. Bo być może to wcale nie wygrana ze Szwecją stanie się meczem założycielskim kadry Michniewicza. A właśnie ta porażka w Brukseli, po której Biało-czerwoni pokazali, że jak chcą, to jednak mogą. I wcale nie jest tak, że różnica między nimi, a rywalami z topu jest ogromna. I że można ją tylko maskować zaangażowaniem. Bo Polska ma potencjał, co pokazał Zalewski. Polska ma umiejętności, co pokazał Cash. Polska ma też ducha walki, co pokazał Skorupski. Jedno się nie zmienia – przed Michniewiczem i jego zespołem wciąż ogrom pracy. Ale wiemy już, że mundialu w Katarze bać się nie musimy. Znów możemy odliczać do niego z niecierpliwością. Taką samą, z jaką czekamy na wtorkowy rewanż z Belgami.