Kadra

Tak Paulo Sousa reagował na błędy piłkarzy. Zdradził, co miał za złe Dawidowiczowi [SPOSTRZEŻENIA]

fot. własne/Paweł Jerzmanowski

Próba generalna reprezentacji Polski przed Euro zakończona. Zakończona z mieszanymi odczuciami – Biało-czerwoni zremisowali 2:2 z Islandią i wciąż nie dali odpowiedzi na wiele pytań nurtujących kibiców i ekspertów. Zresztą nie tylko ich. Wielu odpowiedzi nie dostał jeszcze Paulo Sousa, który we wtorek bardzo żywiołowo reagował na boiskowe wydarzenia. Spostrzeżeniami po meczu Polski z Islandią dzieli się Bartosz Rzemiński.

Pierwszy kwadrans na dobrym poziomie – to na razie znak rozpoznawczy reprezentacji Polski prowadzonej przez Paulo Sousę. Kadra pod wodzą portugalskiego selekcjonera zazwyczaj bardzo dobrze wchodzi w mecz, nie inaczej było we wtorek w Poznaniu. Biało-czerwoni od pierwszego gwizdka sędziego byli bardzo aktywni, grali dynamicznie i kilka razy zaskoczyli rywali kombinacyjnymi i składnymi akcjami. Tym razem długo to jednak nie trwało. W 16. minucie, czyli tuż po upływie wspomnianego i symbolicznego kwadransa, Sousa po raz pierwszy udzielił reprymendy swoim graczom. Padło na środkowych obrońców, a konkretnie Kamila Glika, który zamiast do przodu – jak wskazywał ręką selekcjoner – podał do tyłu. Z minuty na minutę Polacy zwalniali. W 24. minucie zwolnili na tyle, że dali sobie strzelić gola. Albert Gudmundsson, który był jednym z najlepszych Islandczyków na boisku, wykorzystał zamieszanie w polu karnym i jakimś cudem wpakował piłkę do bramki. Polaków mógł uratować VAR, ale tego nie zrobił. Powtórki pokazały, że bramka zdobyta została prawidłowo.

10 minut po stracie gola Polacy zaliczyli zryw. Bardzo dobrą, zresztą nie pierwszą i nie ostatnią akcję lewą stroną przeprowadził Tymoteusz Puchacz. Po jego dośrodkowaniu piłka odbiła się od dwóch zawodników przeciwnika i spadła pod nogi Zielińskiego. Pomocnik Napoli błyskawicznie podjął decyzję o strzale i doprowadził do wyrównania, rehabilitując się w ten sposób za błąd, który popełnił przy golu wspomnianego Gudmundssona.

Za mało ruchu i gry do przodu

Na tym, na bardzo długi czas, dynamiczne akcje Polaków się jednak skończyły. A może w sumie nie tyle skończyły, co zmieniły się w pojedyncze zrywy, głownie Puchacza, czy Modera. Zanim jednak do nich w drugiej połowie w ogóle doszło, Islandczycy cieszyli się z drugiego gola. Tuż po zmianie stron błąd krycia Grzegorza Krychowiaka wykorzystał Birkik Bjarnason. Polacy atakowali, ale nieskładnie, czasami wręcz chaotycznie. Ktoś podawał, ktoś dośrodkowywał, ale nic z tego nie wychodziło. Chwilami z siebie wychodził jednak Paulo Sousa, który co i rusz upominał swoich graczy. Raz żywiołowo pokazywał, jak do piłki ma wychodzić Jakub Świerczok, innym razem Paweł Dawidowicz. Portugalczyk gestykulował, pokrzykiwał i gestami instruował piłkarzy (często przekazywał uwagi Glikowi) Nie zawsze to jednak skutkowało.

– Jeżeli chodzi o Glika, wiele z moich uwag było uwagami do przekazania drużynie, zwłaszcza do Pawła Dawidowicza, który miał tendencje do rozgrywania zbyt szeroko, co mi się nie podobało. Potrzebowaliśmy więcej piłek zagrywanych do przodu, one stwarzają więcej możliwości – przyznał Sousa na pomeczowej konferencji prasowej.

– Jeżeli chodzi o naszą defensywę, jeżeli nie mamy graczy o takich samych warunkach fizycznych, by wywierać pressing wysoko, musimy wykazać się większą odwagą. Tak, by nie było za dużych odległości pomiędzy linią obrony a linią ataku. W innym razie ułatwiamy sytuację przeciwnikowi na pokonywanie naszego środka pola – kontynuował Portugalczyk.

I dodał, wspominając o niepotrzebnym rozgrywaniu wszerz boiska, a także o zbyt dużych odległościach między obroną a pomocą: Jeżeli chodzi o naszą defensywę, jeżeli nie mamy graczy o takich samych warunkach fizycznych, by wywierać pressing wysoko, musimy wykazać się większą odwagą. Tak, by nie było za dużych odległości pomiędzy linią obrony a linią ataku. W innym razie ułatwiamy sytuację przeciwnikowi na pokonywanie naszego środka pola.

– Mieliśmy wypracowaną strategię zakładającą szerszą współpracę większej liczby graczy i to staraliśmy się realizować. W pierwszej połowie dużo lepiej działało rozgrywanie na własnej połowie. Dużo lepiej działało to, niż w poprzednich meczach. To, czego brakowało, to szybkość zagrań, ale była ona uzależniona od gry rywali. Staraliśmy się jak najczęściej przesuwać grę do przodu, jednak obrona Islandii, zwłaszcza w środku, często nam to uniemożliwiała.

O błędy polskich zawodników zapytany został także selekcjoner Islandczyków. – Wydaje mi się normalne to, że niektórzy z waszych piłkarzy nie pokazali dziś pełni możliwości, bo koncentrowali się już psychologicznie na pierwszym meczu Euro. Będziecie grali ze Szwecją na Euro. Myślę, że dla polskiego sztabu szkoleniowego dzisiejsze spotkanie było dobrym przygotowaniem przed meczem z inną drużyną skandynawską – ocenił Arnar Vidarsson.

Pozytywy też były

W meczu z Islandią wiele rzeczy nie zagrało, ale nie oznacza to rzecz jasna, że nie było pozytywów. Sporo dobrego do gry Polaków wniósł młody Kacper Kozłowski, za którego Sousa przez niektórych ekspertów był krytykowany. Piłkarz Pogoni Szczecin nie bał się brać na siebie odpowiedzialności, rozgrywał, próbował przerzutów i kilka razy strzelał. Raz spróbował nawet efektownego strzału nożycami, ale w ostatniej chwili piłkę głową wybił jeden z obrońców gości. – Kozłowski pokazał na co go stać. Mógł strzelić bramkę. Przesunął grę naszego zespołu do przodu – przyznał Sousa.

Na plus należy także ocenić Tymoteusza Puchacza i Karola Świderskiego, czyli zawodników teoretycznie przegranych po meczu z Rosją (pierwszy popełnił błąd przy straconym golu, drugi zaprezentował się bardzo słabo w ofensywie). W Poznaniu wspomniana dwójka pokazała się z dobrej strony. Już w pierwszej połowie Puchacz zebrał mnóstwo pochwał za aktywność na lewej stronie boiska. Jak wspomnieliśmy na początku, to właśnie po jednym z jego dośrodkowań gola strzelił Zieliński. Świderski na listę strzelców wpisał się natomiast sam, znakomicie odnajdując się w polu karnym po dośrodkowaniu Kozłowskiego.

Mecz z Islandią kilka odpowiedzi nam dał. Jednocześnie pozostawił jednak kilka znaków zapytania. Dziś trudno powiedzieć, czy Polska jest gotowa na Euro. Szczególnie, że w składzie zabrakło kilku zawodników, których na mistrzostwach prawdopodobnie zobaczymy w pierwszym składzie (np. Jana Bednarka czy Bartosza Bereszyńskiego). – Dzisiaj chciałbym powiedzieć coś ważnego. To, co pokazali zawodnicy przede wszystkim, to wielkie serce. Gra nie zawsze była tak skuteczna, jak byśmy tego chcieli ale piłkarze pokazali serce – podkreślił selekcjoner Polaków.

Dobry początek i udana końcówka spotkania daje jednak nadzieję na pozytywne rezultaty podczas ME. Pierwszy mecz Biało-czerwonych już w poniedziałek o godz. 18:00. Ich rywalem będzie Słowacja.

W przeszłości redaktor naczelny nieistniejącego już portalu PolskaPilka24.Net. W latach 2017-2020 dziennikarz Sport.pl. Obecnie owner-operator i dziennikarz portalu Krótka Piłka. Zakochany w piłce, pasjonujący się social mediami. Tu głównie o Ekstraklasie, reprezentacji Polski i Polakach grających w ligach zagranicznych.