Fot. Paweł Jerzmanowski
Jeszcze niedawno sama myśl o miejscu w pierwszej dziesiątce rankingu UEFA wydawała się mrzonką. Dziś – po kolejnych meczach polskich drużyn w europejskich pucharach – ten scenariusz jest bliżej niż kiedykolwiek. I to nie tylko matematycznie. Po prostu: na boisku idzie nam coraz lepiej, a rywale zaczynają się potykać.
Wystarczy cofnąć się do zakończonego sezonu 2024/25, by przypomnieć sobie, że Polska zameldowała się na 15. pozycji w klasyfikacji UEFA – czyli dokładnie tam, gdzie przez lata próbowaliśmy się wedrzeć. Nagrodą za ten wynik była możliwość wystawienia pięciu klubów w europejskich pucharach, z czego dwa zagrają o Ligę Mistrzów.
Ale na początku trwających rozgrywek dostaliśmy jeszcze jeden prezent. Z zestawienia wypadł słabiutki sezon 2020/21, co automatycznie podbiło nas na 13. miejsce w rankingu. I choć był to wyłącznie efekt czystej matematyki, to widać już, że za tym idzie konkretna boiskowa jakość.
Po ostatnich meczach nasze notowania jeszcze wzrosły – i to w najlepszym możliwym momencie. Szanse na awans do pierwszej dziesiątki, które jeszcze niedawno oceniano na 42,4%, właśnie mocno podskoczyły.
Cztery mecze, cztery awanse. Komplet polskich klubów nadal w grze – a ranking UEFA puchnie z radości. Do dorobku dopisaliśmy aż 0,750 punktu, co oznacza jedno: jesteśmy w formie i nie powiedzieliśmy ostatniego słowa.
Miejsce w rankingu UEFA to nie tylko cyfry w tabeli i powód do dumy. To przede wszystkim realne korzyści, które mogą zmienić układ sił w polskiej piłce klubowej. Każdy szczebel wyżej oznacza bowiem konkretny awans – nie tylko sportowy, ale i finansowy.
Jeśli Polska zakończy sezon na 13. lub 14. pozycji, mistrz kraju ominie trzy pierwsze rundy eliminacji Ligi Mistrzów i od razu wskoczy do decydującego etapu – czwartej rundy. A nawet jeśli tam polegnie, to nie żegna się z Europą – tylko ląduje bezpośrednio w fazie ligowej Ligi Europy. Do tego cztery inne kluby mogą wciąż walczyć o swoje w kontynentalnych pucharach.
Jeszcze ciekawiej robi się przy 11. i 12. miejscu. Zasady są te same dla mistrza i wicemistrza, ale bonusowo dostajemy dwa zespoły w eliminacjach Ligi Europy. Jeden z nich – zwykle zdobywca krajowego pucharu lub trzeci zespół Ekstraklasy – zaczyna grę dopiero od ostatniej rundy kwalifikacyjnej, co praktycznie gwarantuje mu udział w fazie ligowej Ligi Konferencji.
Ale prawdziwe złoto leży na 10. miejscu, które dziś śmiało możemy nazywać naszym celem numer jeden. Co ono daje? Przede wszystkim mistrz Polski automatycznie melduje się w fazie grupowej Ligi Mistrzów, bez żadnych baraży czy kwalifikacyjnych potyczek. To ogromna zmiana – i sportowa, i marketingowa. Wicemistrz zaś wciąż ma szansę przebić się przez eliminacje, a pozostałe kluby nadal korzystają z przywilejów, jakie zapewniają miejsca 11–12.
To nie abstrakcja – to konkretna stawka, o którą właśnie grają polskie zespoły.
Źródło: Opracowanie własne / Meczyki.pl (Polska szaleje w rankingu UEFA! Zbliżamy się do prawdziwego raju).
Fot. Paweł Jerzmanowski Czy Adam Nawałka wróci na ławkę trenerską? Taki scenariusz znów staje się…
Fot. Paweł Jerzmanowski Przyszłość Kacpra Tobiasza wciąż stoi pod znakiem zapytania. Choć Legia Warszawa zaproponowała…
Fot. Paweł Jerzmanowski 2 października zapisze się złotymi zgłoskami w historii polskiego futbolu. Po raz…
Screen: YouTube / Łączy nas piłka Arkadiusz Reca może być jednym z największych zaskoczeń najbliższej…
W Wiśle Kraków wyraźnie postawiono na młodzież i na efekty nie trzeba było długo czekać.…
W meczu 5. kolejki Serie A AC Milan wygrał u siebie z Napoli 2:1. Neapolitańczycy…