Niższe ligi

Piłkarskie święto na stadionie Polonii. Trwa powolna odbudowa klubu i bliski powrót do 2. Ligi

Fot. Własne/Michał Szumański

Dziewięć lat. Tyle czasu minęło, odkąd Polonii Warszawa nie ma w Ekstraklasie. Po zawirowaniach związanych z odejściem właściciela z klubu i konieczności odbudowywania od niższych lig hucznie zapowiadano, że zespół będzie chciał jak najszybciej powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Minęło 9 lat, a Polonii nadal nie ma na poziomie centralnym. Drużyna, z wyjątkiem sezonu 2016/17, kiedy to grała w 2. lidze, przez cały czas gra na poziomie 3. ligi. Piłkarze są jednak na bardzo dobrej drodze, aby ponownie zameldować się na szczeblu centralnym.

Co roku ambicje przy Konwiktorskiej są bardzo duże. Wszak mowa jest o dużym klubie, który kilkukrotnie w swojej historii zdobywał mistrzostwo Polski, z dużego ośrodka miejskiego. Ambicje, ambicjami, jednak te nie zawsze przekładały się na wyniki sportowe. Dość powiedzieć, że w sezonie 2019/20 drużyna zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli po 19 kolejkach. Kolejnych serii gier już nie rozegrano, ponieważ wybuchła pandemia. Rozgrywki zakończono bez spadków. „Czarne Koszule” kończyły przedwcześnie tamten sezon, mając 17 punktów, ze stratą 3 oczek do bezpiecznego miejsca. W tym samym czasie klub zyskał nowego właściciela. Został nim polsko-francuski przedsiębiorca oraz założyciel firmy informatycznej SII, Gregoire Nitot, który swoim wejściem do Polonii uratował zespół przed bankructwem. Plany ma ambitne, ponieważ chciałby, aby zespół powrócił do Ekstraklasy do 2030 roku.

Już w pierwszym sezonie po wejściu nowego właściciela drużyna spisywała się znacznie lepiej, ponieważ zakończyła rozgrywki na 4. miejscu. To była dobra podstawa, by od następnej kampanii powalczyć się o awans, tym bardziej że w 2021 roku klub dosyć hucznie obchodził 110. rocznicę powstania klubu. 

Wielu ekspertów, trenerów oraz piłkarzy, grających na tym poziomie rozgrywkowym mówi, że III liga jest bardziej wymagająca dla drużyn walczących o najwyższe cele, niż II liga. Jest w tym dużo prawdy, ponieważ zasady są tak skonstruowane, że jedynie zespół, który zajmie 1. miejsce, zagra w następnym sezonie na wyższym poziomie rozgrywkowym. Na tym poziomie nie ma jeszcze baraży, więc drużyna, która zajmie 2. miejsce, jest pierwszym przegranym i musi obejść się smakiem. Dlatego też walka o miejsce premiowane awansem była bardzo zażarta. 

Początkowo w wyścigu o prym w III lidze gr. I walczyły trzy zespoły. Po niezłym początku sezonu z walki wypisała się jednak Unia Skierniewice i na placu boju pozostały jedynie Legionovia Legionowo z Polonią Warszawa. Pierwsza weryfikacja ambicji sportowych w tym sezonie miała nastąpić w połowie listopada, kiedy to obydwie ekipy spotkały się w podwarszawskim Legionowie. Mecz był dosyć zacięty i wyrównany, a ostatecznie skończył się podziałem punktów. Kolejne kolejki nie przynosiły większych rozstrzygnięć. Pomiędzy nimi panował status quo, a strata Polonii do prowadzącej Legionovii była cały czas na zbliżonym poziomie. Z tygodnia na tydzień coraz bardziej było pewne, że kwestia awansu do 2. ligi będzie musiała rozstrzygnąć się w bezpośrednim meczu, tym razem rozgrywanym w Warszawie.

Skandaliczna wojna psychologiczna i święto kibiców

W tygodniu poprzedzającym mecz, można było wyczuć bardzo silne emocje oraz atmosferę poruszenia wśród kibiców. Niestety objawiła się ona w sposób dwojaki. Z jednej strony przed kilkoma dniami na stadionie Legionovii pojawiła się grupka kibiców Polonii, którzy wywiesili transparenty skierowane do piłkarzy klubu z Legionowa, w tym do tych zawodników, którzy w przeszłości grali również dla warszawskiej ekipy. Od skandalicznych treści, wśród których znalazły się również groźby (jeden z napisów brzmiał „Chcecie przej**ać mecz, czy sobie życie”), odcięła się stanowczo Polonia.

Z drugiej strony zainteresowanie spotkaniem było ogromne. Przechodząc koło stadionu, dało się wyczuć wśród fanów atmosferę zbliżającego się piłkarskiego święta. Oczywiście nie w aż takim stopniu, jak można wyczuć przed ważnymi meczami reprezentacji wokół PGE Narodowego, czy w okolicach Legii, kiedy ta grała w europejskich pucharach, wszak nadal mówimy o III lidze, jednak tłumy w okolicach stadionu mogły robić wrażenie. Dość powiedzieć, że po 5 latach przerwy ponownie została udostępniona dla kibiców trybuna „Kamienna”, czyli ta, która podczas transmisji telewizyjnych znajduje się naprzeciwko kamer. Mimo to wiele osób, które chciało obejrzeć ze stadionu to spotkanie (w tym kilku spotkanych obcokrajowców), musiało obejść się smakiem, z powodu wyprzedanych biletów. Kolejki do bramek wejściowych były tak duże, że nawet po rozpoczęciu meczu fani jeszcze dostawali się na teren stadionu i udawali się na swoje miejscówki.

Trzeba przyznać, że takich tłumów, jakie były w sobotni wieczór na Konwiktorskiej 6 nie było tu już od dawna. Na meczu pojawiło się około 6 tysięcy kibiców, którzy widząc co dzieje się na boisku, przeżyło prawdziwy rollercoaster. Na trybunach można było zobaczyćkilka znanych osobistości właściciela klubu GregoireNitota, który siedział w towarzystwie prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego. Był także były piłkarz Polonii Piotr Dziewicki czy były piłkarz, a obecnie agent piłkarski Mariusz Piekarski. Na przerwę do szatni to Legionovia schodziła z prowadzeniem 1:0. Długie podanie z wysokości swojego pola karnego posłali piłkarze z Legionowa. Tam do futbolówki dopadł Mroczek, który zwodem ominął Jarosza. Centra po ziemi do Koziary, ten jeszcze odegrał do Barańskiego, który płaskim strzałem po długim roku pokonał Brudnickiego. Ten wynik sprawiał, że niezależnie od wyników w ostatniej kolejce to Legionovia będzie po meczu świętowała awans do wyższej ligi. 

To, co wydarzyło się na początku drugiej połowy, kibice Polonii z pewnością zapamiętają na długo. Od momentu wznowienia gry gospodarze za wszelką cenę chcieli odwrócić losy spotkania, aby cały czas być w walce o awans. Efekt przyszedł w 58. minucie, kiedy to będący w polu karnym Fadecki, odegrał na piątym metrze do Krzysztofa Kotona, a ten skierował futbolówkę do pustej bramki. Nadzieja odżyła w piłkarzach, sztabie i kibicach Polonii. Na prowadzenie warszawskiej ekipy nie trzeba było długo czekać. W 61. minucie akcję lewą stroną przeprowadził Fadecki, który dośrodkował piłkę w pole karne. Tam Grzegorz Wojdyga wybił futbolówkę, która poleciała wprost pod nogi Kotona będącego na linii pola karnego. Ten bez przyjęcia uderzył prosto na bramkę gości i Konwiktorska oszalała. W ciągu 3 minut „Czarne Koszule” strzeliły dwa gole, które całkowicie odwróciły losy spotkania. To jednak nie był koniec emocji, gdyż Legionovia nie zamierzała się poddać. Na nieco ponad kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry goście doprowadzili do wyrównania. Po dośrodkowaniu Michała Bajdura z rzutu wolnego z lewej strony piłkę głową do bramki skierował Konrad Zaklika. 

Mecz zbliżał się ku końcowi. Mimo niekorzystnego wyniku na trybunach panowała zabawa. Do tego stopnia, że kibice, prezentując oprawy przygotowane na ten mecz, przez dużą część drugiej połowy odpalali najróżniejsze race. Od dymnych, przez klasyczne, aż po wyrzutnie fajerwerków. Fani na trybunie „Kamiennej” odpalając je, chyba przeczuwali, że na Konwiktorskiej jeszcze będą fajerwerki na boisku i się nie pomylili. W 91. minucie gospodarze mieli rzut wolny z okolic rogu. Dośrodkowywał Fadecki, a Marcin Pieńkowski dał upragnione zwycięstwo. W tym momencie cały stadion wybuchł w eksplozji radości. Ten wynik sprawiał, że na kolejkę przed końcem to Polonia zajęła fotel lidera. Po zakończeniu spotkania rozpoczęło się świętowanie. Na boisko wbiegł sztab szkoleniowy Polonii oraz prezes Nitot, aby wspólnie cieszyć się z tego sukcesu.

„Czarne Koszule” są blisko upragnionego awansu. Aby przypieczętować sukces, muszą w następnej kolejce pokonać Wissę Szczuczyn, która jest na ostatnim miejscu w gr. 1 III ligi. Szampany mogą się powoli chłodzić, ale jednocześnie piłkarze i sztab musi zachować chłodną głowę, aby nie stracić punktów w ostatniej serii gier. Jeżeli to się uda, to Polonia pierwszy raz od 5 lat zagra na poziomie centralnym. Czy tym samym drużyna pójdzie drogą innych zasłużonych ekip, które musiały zaczynać od niższych lig, jak Widzew, ŁKS czy wcześniej Pogoń? Najbliższe miesiące pokażą, w jakim kierunku to wszystko pójdzie.

Redaktor naczelny krotkapilka.com.pl. Wcześniej m.in. Sport.pl, polskapilka24.net. Piłka nożna w wydaniu krajowym oraz zagranicznym. Fan największych klubów oraz tych niedocenionych.