Ekstraklasa

Legia przed meczem z Leicester na trójkę, czyli Raków pokazał co jest jeszcze do poprawy

FOT PAWEL JERZMANOWSKI 2021-07-17 PILKA NOZNA – SUPERPUCHAR LEGIA WARSZAWA – RAKOW CZESTOCHOWA 1 – 1 LEDERMAN BEN

W najbliższy czwartek Legioniści podejmą na własnym stadionie Leicester w ramach rozgrywek Ligi Europy. Wcześniej jednak do Warszawy przyjechał wicemistrz Polski, czyli Raków Częstochowa. Dla zawodników Czesława Michniewicza to było bardzo ważne spotkanie. Po pierwsze, właśnie dlatego, że przyjechała druga drużyna poprzedniego sezonu Ekstraklasy. A po drugie, ponieważ przez przełożenie kilku wcześniejszych spotkań ligowych, oraz po wpadkach ze Śląskiem czy Wisłą Kraków, warszawianie muszą gonić lidera, żeby strata do pierwszego miejsca nie była za duża. Tym bardziej że Lech Poznań w piątek przegrał w Białymstoku z Jagiellonią.

Zadanie było tym trudniejsze, że w związku z urazami, kilku ważnych graczy nie mogło zagrać z Rakowem. W bramce zobaczyliśmy Cezarego Misztę, który zastąpił Artura Boruca. Kacper Skibicki zajął miejsce Luquinhasa, a na prawe wahadło pod nieobecność Johannsona wskoczył Artur Jędrzejczyk, a Legia zagrała w ustawieniu z czwórką obrońców

Stały fragment gry, czyli Legio, mamy problem!

W sobotnim meczu Legia straciła trzy bramki z Rakowem. Wszystkie trzy po stałych fragmentach gry. Pierwszy gol? Karny. Skądinąd słuszny, bo niepotrzebnie na raz poszedł Cezary Miszta, który całym swoim impetem wślizgu i próbą wygarnięcia piłki zaatakował nogi Musiolika. Co prawda golkiper Legii wyczuł Iviego Lopeza, jednak strzał Hiszpana była na tyle silny i skuteczny, że nie dał szans młodemu bramkarzowi. Drugi gol? Rzut rożny i zamieszanie w polu karnym. Dośrodkował Lopez, futbolówkę przedłużył Gutkovskis, ta trafiła do Frana Tudora urywającego się Arturowi Jędrzejczykowi i Chorwat wpakował piłkę do siatki. Trzeci gol? Rzut wolny, który przepięknym strzałem zamienił na bramkę Ivi Lopez. Tego dnia Hiszpan dzielił i rządził w meczu przeciwko mistrzowi Polski.

Już w poprzednich meczach, czy nawet sezonach było widać, że Legia ma problem z obroną podczas stałego fragmentu gry. Kibice i eksperci wielokrotnie zwracali wiele razy uwagę, że jest w nich więcej przypadku, niż rozumu. Przy słabszych rywalach, nawet jeżeli przeciwnik przez to zdobył bramkę, to siła ofensywna Legii była na tyle duża, że udawało się odrobić (z nawiązką) straty. W sobotę przy dosyć dobrze ustawionej oraz szczelnej obronie Rakowa ta sztuka się nie udała. Zespół z Częstochowy bronił się niemal całym zespołem i niekiedy Legioniści zamykali ich na wysokości 25-30 metra. To też jednak sprawiło, że gospodarze musieli mocno się napocić, żeby sforsować dostęp do bramki strzeżonej przez Trelowskiego.

Sam Emreli to nie wszystko

Legia w sobotni wieczór bezzębną nie była – w pole karne Rakowa udało jej się kilka razy przedostać czego efektem były dwa gole, a i powinno być więcej. Królował w tym przede wszystkim Mahir Emreli, który jak zawsze czarował kibiców zgromadzonych na stadionie i przed telewizorami. Bramka na 1:1, którą zdobył w 33. minucie, była zachwycająca, kiedy w trudnej sytuacji i z ostrego kąta tak udało mu się posłać piłkę, że ta przeleciała tuż nad bramkarzem Rakowa i wpadła mu za kołnierz. Z drugiej strony Azer miał też ogromnego pecha, ponieważ w drugiej połowie mógł spokojnie zapewnić remis (jak nie nawet wygraną) Legii, jednak albo uderzał minimalnie niecelnie, albo jego strzały bronił Trelowski. Były okazje również innych graczy, ale w pierwszej połowie najpierw Andre Martins, a później w drugiej połowie, kiedy Legioniści musieli już gonić wynik, Rafa Lopes miał bardzo dogodną okazję do wpisania się na listę strzelców. Jego strzał był bardzo słaby, bez siły i nie sprawił żadnych kłopotów golkiperowi rywali.

Oprócz Emreliego Legia nie miała kim postraszyć. Z początku dobrze wyglądał Josue, który ciekawie rozgrywał piłkę. Rzucał nią raz na lewą, raz na prawą stronę. Nawet można było zauważyć w nim kogoś w rodzaju lidera, który swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami sprawiał, że piłkarze Marka Papszuna mieli dużo problemów w defensywie, a czego nie umieli wykorzystać warszawianie. Z czasem jednak i jemu zaczęło brakować pomysłów. Na pewno przydałby się w tym meczu Luquinhas, którego z powodu urazu zabrakło w kadrze meczowej. Pekhart był skutecznie kryty przez zawodników Rakowa, kiedy ten pojawił się na boisku.

Ciemność w obronie z drobnym promykiem

To nie był dobry mecz w wykonaniu Legii pod kątem defensywy i praktycznie przy każdym piłkarzu, można powiedzieć jakieś „ale”. Miszta sprokurował karnego (tym bardziej, że Nawrocki asekurował sytuację) i był niepewny na linii. Zdarzało się, że w stosunkowo prostych sytuacjach zamiast od razu wyłapać futbolówkę, wypuszczał ją i dopiero za drugim podejściem opanował piłkę w rękawicach. Problem był również z wyprowadzeniem, ponieważ kilkukrotnie Legia mogła wyjść dość szybko z kontratakiem, jednak zamiast wybić daleko do Emreliego, Kastratiego itd. to 19-letni golkiper trzymał futbolówkę zastanawiając się się,ie ją posłać. Z jednej strony można powiedzieć, że nie chciał zrobić błędu i chciał bezpiecznie zagrać, z drugiej jednak strony przez to warszawianie tracili dogodne okazje do skontrowania częstochowian, bo zanim piłka powędrowała do ofensywnych piłkarzy, to goście zdążyli się na tyle cofnąć i nie było efektu zaskoczenia. Owszem Miszta jest jeszcze młodym bramkarzem, życzymy mu jak najlepiej, żeby wykorzystał cały swój potencjał i zrobił oszałamiającą karierę. Być może to jest kwestia jedynie ogrania, jednak wydaje się, że to nie jest jeszcze poziom Legii, a fani tego klubu muszą liczyć, że uraz Boruca nie jest na tyle poważny i będzie mógł wystąpić w czwartkowym meczu Ligi Europy z Leicester.

Inną sprawą jest to, że koledzy ustawieni tuż przed nim również niespecjalnie pomagali. Defensorzy szybko połapali żółte kartki, przez co musieli mocno uważać do końca meczu, aby nie dostać czerwonej kartki. Jędrzejczyk był parokrotnie objeżdżany m.in. przez Tudora (jak przy drugiej bramce dla Rakowa). Wieteska przy sytuacji z karnym był za bardzo wysunięty. Chciał koniecznie zablokować piłkę, przez co nie zauważył, że zza pleców wybiega mu Musiolik. Mladenovic od dłuższego czasu pokazuje, że jest pod formą, a w sobotni wieczór tylko podtrzymał te opinie. Kolejny słaby, czy wręcz apatyczny występ Serba. W sumie jednym piłkarzem, do którego nie ma większych zastrzeżeń (może ewentualnie poza żółtą kartką, której wydaje się, że można było uniknąć) był Maik Nawrocki. Wychowanek Werderu Brema kolejny mecz był pewnym punktem zespołu i nie schodzi poniżej swojego poziomu.

Leicester? Jest jeszcze dużo do poprawy

Wiadomo, że każdy mecz jest inny. Inaczej będzie gra wyglądała, kiedy przeciwnik gra otwartą piłkę i można pójść na wymianę ciosów. Jeszcze inaczej będzie, kiedy rywal większą część meczu ciśnie, a Legii zostanie gra w defensywnie, by ofensywne wypady ograniczyć jedynie do kontrataków. Raków zagrał dość skutecznie w obronie, czym neutralizował ataki mistrzów Polski, z wyjątkiem bramek Emreliego i Kharatina. Wiadomo, że Anglicy w czwartek nie zagrają w ten sam sposób, co w sobotę zespół Marka Papszuna. Czy to dobrze? I tak, i nie. Nie ma co owijać w bawełnę, piłkarze Leicester dysponują dużo większymi umiejętnościami niż warszawianie czy tym bardziej Raków. Kluczem do osiągnięcia korzystnego rezultatu będzie zdecydowana poprawa gry w obronie, a w szczególności przy stałych fragmentach.

Kibice Legii będą musieli liczyć też, że do bramki wróci Artur Boruc, który wielokrotnie ratował swój zespół przed stratą gola, a jednocześnie sobotnie spotkanie udowodniło, co wcześniej już pisaliśmy, że Miszta jak na razie nie jest gotowy do przejęcia bluzy bramkarskiej w numerem „1”, którą obecnie dzierży doświadczony golkiper. Jeżeli to uda się spełnić, czyli powrót Boruca i poprawiona zostanie gra w defensywnie z naciskiem na stałe fragmenty, to jest szansa na wywalczenie punktu, a przy odrobinie szczęścia, może uda się ponownie wyprowadzić taki kontratak, jak dwa tygodnie temu w Moskwie, który dał komplet punktów dla zawodników Czesława Michniewicza.

Redaktor naczelny krotkapilka.com.pl. Wcześniej m.in. Sport.pl, polskapilka24.net. Piłka nożna w wydaniu krajowym oraz zagranicznym. Fan największych klubów oraz tych niedocenionych.