Kontrakt Sergio Ramosa z Realem Madryt wygasa za niespełna trzy miesiące. Kibice Królewskich z pewnością gorzko przełkną odejście kolejnej legendy, a na horyzoncie nie pojawiają się żadne pozytywne znaki. Dlaczego właściwie Hiszpan miałby odchodzić ze swojego klubu i czemu Florentino Perez nie może znaleźć z nim konsensusu?
Wielki kapitan, podpora, wojownik, legenda – to bez wątpienia tylko niektóre z epitetów, jakimi w środowisku kibicowskim określany jest Sergio Ramos. 35-letni obrońca w ostatniej dekadzie wyrobił sobie niezwykłą renomę oraz zaskarbił serca sympatyków Realu Madryt. Dziś jednak mówi się najwięcej o jego prawdopodobnej rozłące z ukochanym klubem po szesnastu sezonach gry.
Sergio Ramos jest jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy w szeregach Królewskich. Obrońca inkasuje rocznie ponad 20 milionów euro, co stawia go na drugim miejscu w klasyfikacji płac. Kapitana Realu wyprzedza jedynie Gareth Bale. Hiszpan chciałby, aby na nowej umowie widniała podobna suma pieniędzy, na co według Florentino Pereza stan budżetowy klubu z Estadio Santiago Bernabeu nie pozwala. Nie jest to jedyna kwestia, która dzieli zwaśnione strony. Ramos oczekuje także przedłużenia wygasającego latem kontraktu o dwa lata, natomiast prezes Los Blancos oferuje mu jedynie roczne zobowiązanie.
Jak wiadomo, Sergio Ramos obchodził pod koniec marca 35 urodziny. Oznacza to, że możemy już zaliczyć go do piłkarzy starej daty. Rzecz jasna – po jego grze ani wyglądzie zupełnie tego nie widać, ponieważ forma fizyczna oraz boiskowa kapitana Królewskich imponuje. A właściwie powinienem napisać, iż imponowała, ponieważ Ramos opuścił w tym sezonie już 28 meczów we wszystkich rozgrywkach z powodu różnorakich kontuzji i urazów. W 2021 roku zagrał w jedynie czterech spotkaniach Realu, z czego w zaledwie dwóch spędził na boisku pełne 90. minut. I tutaj zapala się pewna czerwona lampka w głowie Florentino Pereza. Czy warto ryzykować tak wysoki i długi kontrakt dla doświadczonego stopera. Czy nie powtórzy się historia Gareth’a Bale’a, który od przedłużenia umowy praktycznie zarabia pieniądze nie robiąc niczego przydatnego dla drużyny, jest ciągle kontuzjowany i na każdym kroku podkreśla, że wyssie z Realu Madryt tyle, ile tylko będzie mógł. Oczywiście nie zarzucam Ramosowi złych intencji, jednak przedłużenie kontraktu na jego warunkach nie leży w interesie prezesa. Przez ostatnie kontuzje nowa umowa 180-krotnego reprezentanta Hiszpanii spadła w hierarchii spraw Florentino Pereza, ponieważ kwestią kilku dni pozostaje ogłoszenie rozszerzenia kontraktów Luki Modricia (o rok) oraz Karima Benzemy (o dwa lata).
W przypadku piłkarza z takim dorobkiem ciężko jest mówić o jakimś załamaniu finansowym, jednak Sergio Ramos dostał ostatnio mocno po portfelu. Firma Desarrollos Inmobiliarios, której kapitan Realu jest 50-cio procentowym udziałowcem zanotowała w 2020 roku stratę na poziomie prawie 20 milionów euro. Taki stan rzeczy sprawia, że Hiszpan na kilka lat przed emeryturą chciałby doświadczyć jeszcze pokaźnego zastrzyku gotówki, a Madryt może mu go nie zagwarantować. W mediach wiele mówi się o bajecznym kontrakcie, jaki rzekomo czeka na 35-latka w Paryżu, dzięki któremu Ramos zabezpieczy się na długi okres czasu. Obrońca zwleka z przedłużeniem swojej umowy z klubem z Estadio Santiago Bernabeu, być może licząc na to, że gra na zwłokę podniesie jego ewentualne wynagrodzenie.
Ostatnie tygodnie były dla Realu Madryt ekstremalnie wymagające, a szczególnie (jak to lubi określać Zinedine Zidane) trzy kwietniowe finały, czyli dwumecz z Liverpoolem, rozdzielony ligowym El Clasico. Królewscy wyszli z tych potyczek obronną ręką, co na logikę nie miało prawa się wydarzyć, bowiem szeregi ekipy ze stolicy Hiszpanii zostały zdziesiątkowane przez kontuzje oraz koronawirusa. W tym maratonie wyzwań niedostępni dla francuskiego szkoleniowca byli: Sergio Ramos, Raphael Varane, Daniel Carvajal, Eden Hazard oraz (częściowo) Fede Valverde. Tak zdziesiątkowana defensywa Los Blancos poradziła sobie w tych trudnych starciach prawdopodobnie jeszcze lepiej niż gdyby podstawowi zawodnicy byli zdrowi i dostępni do gry. Eder Militao i Nacho Fernandez stworzyli duet nie do przejścia, pozwalając rywalom w kwietniu na strzelenie jedynie dwóch bramek.
Wszystko wskazuje na to, że już niebawem formacja obronna Realu Madryt będzie wyglądała zupełnie inaczej niżeli ta, która wygrywała seryjnie kolejne puchary Ligi Mistrzów. Z zawodników tworzących wtedy linię defensywy Królewskich w klubie być może zostanie jedynie Dani Carvajal, gdyż od letniego okienka transferowego media trąbią, iż Raphael Varane szuka nowego wyzwania, a bardzo chętny na jego pozyskanie jest Manchester United, natomiast kontrakty Ramosa i Marcelo być może nie zostaną przedłużone. Mimo to w Madrycie prawdopodobnie nikt nie będzie płakał długo z tego powodu, gdyż tacy piłkarze jak Mendy, Militao czy Nacho udowodnili swoją wartość, a wspomóc ich mają David Alaba (transfer niemal przesądzony), Jules Kounde czy Pau Torres.
Fot. Paweł Jerzmanowski W piątek 15 listopada reprezentacja Polski zmierzy się z Portugalią. O ile…
Fot. Screen: YouTube/PSG - Paris Saint-Germain Kylian Mbappe nie pojawi się na najbliższym zgrupowaniu reprezentacji…
Screen: YouTube/Sporting Lizbona Viktor Gyokeres latem najprawdopodobniej odejdzie ze Sportingu Lizbona. Rewelacyjnie spisujący się napastnik…
FC Barcelona pod wodzą Hansiego Flicka gra w tym sezonie znakomicie. Forma klubu to zasługa…
Screen: YouTube/FIFA Rodri został zdobywcą Złotej Piłki 2024. Taki wynik plebiscytu wzbudził na całym świecie…
Legia Warszawa niebawem może pobić swój transferowy rekord. Jak informują portugalskie media, polski klub jest…